Od dziś do odwołania w sklepie internetowym Play możecie zamówić
darmowy starter ze specjalnymi promocjami.
W ramach Zestawu możecie rozmawiać za darmo ze wszystkimi w Play
zawsze gdy macie aktywne konto, możecie też skorzystać z promocji
„Internetowa moc doładowań”.
Dodatkowo na starterze znajduje się 1 zł do wykorzystania na wszystkie usługi dostępne w ofercie Play na Kartę oraz 2 zł do
wykorzystania na krajowe połączenia, SMS-y i MMS-y do sieci
komórkowych. Możecie zamówić maksymalnie 3 startery – przesyłka jest
darmowa.
Promocja „Internetowa moc doładowań”
W każdym miesiącu, przez 12 miesięcy doładowania klientów sumują się. Gdy suma doładowań osiągnie próg 25 i 50 zł klient otrzymuje kolejno bonusy 10 i 15 zł! Razem 25 zł co miesiąc – to aż 300 zł w roku. Konto można doładować jednorazowo na kwotę min. 50 zł i otrzymać obydwa bonusy jednocześnie.
Aktywacja kodem: *111*313*1#
Bonus ważny 30 dni na krajowe połączenia głosowe i wideo oraz SMS-y
i MMS-y do wszystkich sieci.
Więcej o promocji możecie przeczytać na stronie Play.pl.
źródło: Play
Kan
I bedzie kolejne kilka tysięcy numerów w sieci w nastepnym podsumowaniu wyników finansowych. No cóż taki dziś rynek komórkowy w Polsce, że liczy się ilość a nie jakość.
jakość już jest a ilość to kwestia czasu.
Niedługo ostatni w W3 zgasi światło, no chyba że kogoś jara jak go skubią
Eos i co z tego, że będzie kilka tysięcy numerów, jeżeli będą one sukcesywnie doładowane. Bo inaczej być nie może, jeżeli bonus ma być przyznawany.
Promocja trwa cały rok i co miesiąc możliwe są bonusy, więc karty sim w szufladzie przez ten czas raczej leżeć nie będą.
Jeżeli ktoś zdecyduje się na taką kartę z bonusami, to raczej będzie się sukcesywnie doładowywał, aby bonus był odnawiany.
Play idzie na 10 mln dobrze to wróży powinni wprowadzać często różne promocje i atrakcyjne bonusy.
Oferta moim zdaniem bardzo atrakcyjna. Doładujesz się za 50 złotych i dostaniesz bonus co miesiąc 25 złotych. Doładowanie za 50 złotych przedłuży ważność konta o 100 dni. Więc miesięcznie wyjdzie 15 złotych plus dodatkowe 25 złotych od PLAY. Łącznie za 15 złotych wydane miesięcznie, dostajesz 40 zł.
trystero.pl
Skutki ignorowania statystyki
Posted by Trystero in Polityka, Społeczeństwo
W wywiadzie dla „Uważam Rze”, Franciszek Jakub Longchamps de Bérier – profesor nauk prawnych, wypowiedział zdanie, które bardzo wiele może wnieść do dyskusji o stanie polskiej nauki.
Są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą, że zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych.
W polskich mediach powiedziano o tym zdaniu niemal wszystko. Przede wszystkim okazało, że profesor nauk prawnych wypowiadający się o naukach medycznych miał na myśli bruzdę dodatkową a nie bruzdę dotykową. Niektórzy wskazywali, że profesor pomylił bruzdę na twarzy z bruzdą na dłoni.
Nikt nie zwrócił uwagi na fakt, że kontrowersyjne zdanie okryte jest złowrogim cieniem statystycznej niewiedzy.
W Polsce rodzi się około 400 000 dzieci rocznie. W tej grupie znajduje się około 5000 dzieci urodzonych dzięki procedurze in vitro (IVF). To znaczy, że dzięki urodzone dzięki IVF stanowią około 1,25% wszystkich dzieci (co ciekawe – podobny odsetek raportowany jest także w USA).
Franciszek Jakub Longchamps de Bérier podał na swojej stronie dane na temat występowania wad wrodzonych u dzieci urodzonych dzięki IVF i u dzieci urodzonych dzięki tradycyjnym metodom prokreacji: częstość wad wrodzonych jest o ok 30% większa niż w populacji, a w wartościach bezwzględnych ryzyko rośnie z 20-40 przypadków do 30-60 przypadków na 1000 urodzeń.
Źródłem tych danych jest metaanaliza z 2012 roku. Istnieje sporo problemów metodologicznych z badaniem częstości wad wrodzonych u dzieci urodzonych dzięki IVF ale ja chciałbym skupić się na problemie statystycznym.
Profesor Franciszek Jakub Longchamps de Bérier do dziś nie podał szczegółów dotyczących owych bruzd i tego jakiego zespołu wad genetycznych mają być symptomem.
By pokazać skutki ignorowania statystyki w dziedzinie nauk medycznych założę, że częstość występowania owej bruzdy w całej populacji i populacji dzieci urodzonych dzięki IVF odpowiada częstości występowania wad wrodzonych w obydwu wspomnianych grupach. Posłużę się „naturalnymi częstościami” propagowanymi przez Gerda Gigerenzera.
Dzięki metodom naturalnym rodzi się w Polsce około 395 000 rocznie. Dzięki IVF rodzi się w Polsce około 5000 rocznie.
To oznacza, że co roku rodzi się 11 850 (30×395) dzieci z wadami wrodzonymi urodzonych dzięki metodom naturalnym oraz 225 (45×5) dzieci z wadami wrodzonymi urodzonych dzięki IVF (wziąłem środkowe wartości przedziałów).
Prawdopodobieństwo, że dowolne dziecko z wadą wrodzoną urodziło się w wyniku IVF nie przekracza więc 2%.
Zakładając, że te same częstości odnoszą się do dodatkowych bruzd na twarzy, ze 100 dzieci, które przyjdą do lekarza, który rozpoznaje „dzieci z in vitro” po bruzdach na twarzy, dwoje dzieci rzeczywiście będzie owocem zastosowania IVF.
Jeśli jakikolwiek lekarz używa owych bruzd na twarzy do identyfikowania dzieci urodzonych dzięki IVF to, moim zdaniem, jego nieznajomość statystyki stanowi realne zagrożenia dla zdrowia i życia pacjentów.
Be Sociable, Share!
i v e
Thursday, 28 February 2013
Blas Infante, a Traitor Ahead of His Time
22:54 | Posted by Cheradenine Zakalwe
Today is the Day of Andalusia, a celebration of the day on which Andalusia voted to become an autonomous region within Spain in a referendum held in 1980. In 1983, the Andalusian parliament voted to insert a preamble into the regional constitution, stating that Blas Infante was „Padre de la Patria Andaluza” [Father of the Andalusia patria]. Who was Blas Infante? A traitor ahead of his time. A traitor who in many ways prefigured the modern multicultural lunacy we are all living through.
Infante, whose name appropriately suggests the childishness of his worldview, was one of the pioneers of Andalusian nationalism/regionalism. He indulged in historically suspect fantasies about the period of Islamic rule in Spain and even converted to Islam himself by reciting the Shahadah in a mosque on a trip to Morocco in 1929. After his death, his family members disputed that he had really converted to Islam, but his actions give every reason to believe that it was true.
Infante created the flag that was later officially adopted as the flag of Andalusia. Note the typical Islamic colours. The green, he said, referred to the Ummayads and the white to the Almohads. He further explained that the Almohads had flown green and white flags in Seville after defeating the Christian armies in the battle of Alarcos.
Infante also wrote the Hymn of Andalusia, which is now the official anthem of the region. The tune he took from a Christian song called Santo Dios (Holy God); the lyrics he wrote himself, referring to the green and white of the flag he had created.
La bandera blanca y verde
vuelve, tras siglos de guerra,
a decir paz y esperanza,
bajo el sol de nuestra tierra.
The green and white flag
Returns, after centuries of war,
To say peace and hope,
Under the sun of our land.
Taking something associated with another faith and giving it a Mohammedan twist is typical of the malignant Muslim mentality. We see it today when they convert churches into mosques even though many other perfectly serviceable buildings exist.
Later Infante built a house he called Dar al-Farah, the House of Joy, which he designed himself to included Islamic architectural motifs. Infante stood for elective office various times under the aegis of socialist/regionalist parties and failed at the ballot box every time. After the elections of 1936, which the Spanish Left grotesquely rigged, provoking the Spanish Civil War (I’ll write more about this another time), Infante was however „acclaimed” as the future president of an Andalusian regional parliament. To the surprise of the leftists, the ordinary people of Spain and their soldiers were not willing to accept the de facto coup d’etat which the leftists had just mounted. They resisted, and resisted successfully, leading to the civil war and the eventual defeat of the communist revolution that had just been attempted (and that has been blotted out of the history books by fellow traveller historians ever since).
When Franco’s forces captured Seville in 1936, Infante was arrested and shot.
Let us end with some of his quotes:
„The general well-being that allowed everyone to go about on horse instead of on foot”, referring to Al-Andalus.
In fact, this was a lie. Non-Muslims were officially prohibited from riding on horseback in Muslim-ruled Spain.
„We can’t be, we don’t want to be, we will never be European. But we have never stopped being that which we truly are: Andulusians, Euro-Africans, Euro-orientals, universalist men, a harmonious synthesis of men”.
Blas Infante, traitor
As you see, he was an MEP ahead of his time.
Labels: Al-Andalus, Andalusia, Muslim-ruled Spain, Spain | 0 comments
Wednesday, 27 February 2013
French Government to Make Anti-Racism, Anti-Islamophobia Training Mandatory for All Government Employees
19:41 | Posted by Cheradenine Zakalwe
Bear in mind that in France, 56% of employees work for the government. And the government has a major influence or an actual stake in many of the major private sector companies too. So clauses mandating „anti-racism” training for their employees may well turn up in government contracts with private companies. Note they take about „the struggle against racism” then immediately cite a supposed increase in „islamophobic” acts, so we can be fairly sure that „islamophobia” will be included in their definition of „racism”.
The governemnt wants to train all of its officials for the struggle against racism and antisemitism with an obligatory module in their initial training, according to the conclusions of an inter-ministerial committee held on Tuesday in Matignon.
After an increase in antisemitic (+58%) and islamophobic (+28%) acts in 2012, according to figures validated by the Ministry of Interior, the Prime Minister Jean-Marc Ayrault had called a meeting of several ministers to re-launch the struggle against racism.
The conclusions of the meeting contain numerous recommendations with an emphasis on prevention, but few new commitments, according to a document sent to the AFP.
It also wants to increase school visits to „places of memory”, organise sensitivity campaigns on the use of the internet, add to the charter of France Télévision the obligation to support the struggle against the formation of prejudices, etc.
Source: AFP
olgierd rudak lege artis
Parę uwag po uniewinnieniu twórców serwisu OdSiebie.com
Oceń wpis
Tylko gwoli rzetelności i zapisania tego w annałach „Lege Artis”: jak donosi „Dziennik Internautów” twórcy serwisu internetowego OdSiebie.com zostali uniewinnieni od zarzutów „przestępstwa piractwa” (więcej szczegółów oraz uzasadnienie wyroku w NoweMedia.org.pl). Jest zatem dokładnie tak, jak prorokowałem przeszło 3 lata temu (rety! ile może trwać taka gehenna niewinnych ludzi w ponoć demokratycznym państwie!):
nie jest przestępstwem nie tylko „nielegalne pobieranie” pirackich plików, ale nawet prowadzenie serwisu internetowego, w którego zasobach użytkownicy mogą gromadzić różne dane (w tym także „pirackie” utwory);
bzdurą jest, że link może podżegać do przestępstwa, jak mieli dziennikarce lokalnej mutacji „Gazety Wyborczej” opowiedzieć bliżej niezidentyfikowani „specjaliści od prawa autorskiego”, a także bzdurą jest to, że już posiadanie „pirackiej płyty” — co ma oznaczać korzyść majątkową w postaci unikania płacenia tantiem — też jest przestępstwem (takie herezje opowiadał jakiś człowiek z Fundacji FOTA, czyli organizacji, która za publiczne pieniądze napuściła na OdSiebie.com organy ścigania — a teraz my wszyscy za ich majaczenia będziemy płacić odszkodowania…);
warto zwrócić uwagę: to jest ta sama FOTA, która dopieszcza policjantów jakimiś głupawymi laurkami, które później policja wystawia na swoich stronach internetowych;
oraz „Złotymi Blachami”, którą to nagrodę w 2009 roku gliniarze wyfasowali właśnie za… zamknięcie serwisu OdSiebie.com (ludnaość już zapytuje, czy aby teraz nie powinni oddać tych nagród…);
pewnie dlatego policjantom zdarzały się, zdarzają i będą zdarzały takie kwiatki jak „właściciele portalu powinni reagować, czyli usuwać niezgodne z prawem pliki, zwłaszcza, że już same ich nazwy sugerowały zawartość” (nadkomisarz Ryszard Piotrowski, z-ca naczelnika wydziału PG KWP we Wrocławiu dla tejże samej „Wyborczej” — dziś, po awansie na podinspektora, nadal w strukturach kierowniczych Komendy Wojewódzkiej Policji…);
odpowiedzialność administratora takiego serwisu opiera się wyłącznie na tysiąc razy już tu wałkowanym art. 14 ust. 1 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (tak, wiem, to ten sam, którego nie rozumiał adwokat Roman Giertych) — na szczęście wiedzą już o tym także we wrocławskich sądach (rejonie i okręgu, który odwalił apelację prokuratury);
mało tego — boże, jak fajnie, że sąd pisze o tym w uzasadnieniu orzeczenia! — nie ma mowy o żadnym skubaniu administratora takiego serwisu, jeśli ktoś nie umie napisać wezwania do usunięcia bezprawnych danych: „Postępowanie przygotowawcze było prowadzone pod z góry założoną, tezę. Całą sprawę rozpoczął prowokacyjny e-mail, w którym zgłoszono naruszenie praw autorskich. (…) Jego nadawca wiedział, iż nie może on zrealizować tego zgłoszenia, gdyż było ono niezgodne z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Realizacja tak sformułowanego zgłoszenia narażała administratorów portalu na odpowiedzialność w stosunku do jego użytkowników” (cytat za „Nowymi Mediami”). Mało tego: wezwanie notice & takedown musi prawidłowo wskazywać owe bezprawne dane, nie może ogólnie wskazywać jakiegoś katalogu lub konta użytkownika (z tezą „sam sobie poszukaj i skasuj”);
mało tego — jeśli wzywający nie umie napisać prawidłowo wezwania, na przykład ma problem z wiarygodnością (to jeden z ustawowych warunków zgłoszenia z art. 14 ust. 1 UoŚUDE) nie może liczyć na to, że e-usługodawca, do którego napisał błędne wezwanie, będzie do niego odpisywał i prosił o wyjaśnienia, a to dlatego, że — cytuję uzasadnienie wyroku — „zgodnie z art. 6 kodeksu cywilnego ciężar udowodnienia konkretnego faktu spoczywa na osobie, która z tego faktu wywodzi skutki prawne. Z powyższego jednoznacznie wynika, że to podmiot zgłaszający obowiązany jest od razu co najmniej uprawdopodobnić przysługujące mu uprawnienia, a nie czekać na ewentualną reakcję adresata takiej wiadomości w tym o żądanie stosownej dokumentacji” (brawo, oklaski!!!).
Reasumując: doskonale się stało, że mamy jeszcze w Polsce myślące sądy, źle się dzieje, że mamy niemyślących policjantów i prokuratorów. Przykro, że twórcy OdSiebie.com musieli spędzić kilka lat na wojowaniu z tymi niemyślącymi; dobrze, że jednak wszystko skończyło się szczęśliwie.
Start
Archiwum
O nas
Współpraca
Konkursy
Reklama
Kontakt
SKLEP
Polecamy WWW
Amerykanie i rewolucja bolszewicka
Kategorie: Historia polityczna, Powszechna, Rosja, USA i Kanada, XX i XXI wiek
2013-02-22 10:00 Bogdan Grzeloński
Na przełomie 1917 i 1918 roku Amerykanie obserwujący sprawność bolszewików w posługiwaniu się propagandą, przemocą, zdradą, rozstrzeliwaniem przyjęli twardą postawę. Departament Stanu postawnowił nie uznawać sowieckiego rządu. Jak do tego doszło?
W sobotę, 4 marca 1933 r., wczesnym popołudniem, w zimny, ponury dzień, w obecności stu tysięcy ludzi z różnych stron kraju zgromadzonych przed Kapitolem w Waszyngtonie Franklin D. Roosevelt został zaprzysiężony przez prezesa Sądu Najwyższego Charlesa Evansa Hughesa jako 32. prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki. Od tego dnia miał wyciągać swój kraj z najdłuższego i najgłębszego kryzysu gospodarczego. Walcząc bowiem o prezydenturę, zapewniał społeczeństwo, że opanuje sytuację, zlikwiduje trzynastomilionowe bezrobocie, wspomoże zadłużonych farmerów, przywróci wiarygodność banków, zreformuje system finansowy. Tym samym problemy polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych odsunął na plan dalszy, choć jedną sprawę z tego obszaru postanowił dość szybko załatwić – ułożyć stosunki dyplomatyczne ze Związkiem Sowieckim. Od 16 lat Waszyngton nie uznawał bowiem władzy bolszewickiej, co było skutkiem wydarzeń, do jakich doszło w Rosji w końcu października 1917 r.
***
David R. Francis Kiedy w zimną piątkową noc 28 kwietnia 1916 r. David R. Francis opuścił przedział luksusowego Stockholm Express i wyszedł na peron Dworca Fińskiego w Piotrogrodzie, nie miał powodu, aby myśleć o tym, że przyjdzie mu obserwować trzy różne Rosje: Romanowów, Rządu Tymczasowego i Lenina.
Francis przybył do stolicy imperium rosyjskiego jako ambasador Stanów Zjednoczonych Ameryki. Liczył 65 lat i nie był zawodowym dyplomatą. Pochodził z Kentucky, ale swoje życie związał z St. Louis i stanem Missouri. Jego kariera zawodowa związana była z gospodarką i polityką. Na jednym i drugim polu odniósł sukcesy. Założył świetnie prosperującą firmę maklerską, a następnie był burmistrzem St. Louis (1885–1889), gubernatorem Missouri (1889–1893), sekretarzem spraw wewnętrznych w gabinecie prezydenta Grovera Clevelanda (1896–1897) i prezydentem wielkich targów w St. Louis (Louisiana Purchase Exposition) w 1904 r. Jadąc do Rosji, niewiele wiedział o tym kraju, nigdy go nie odwiedzał ani też nie znał języka. Uważał jednak, że podoła postawionemu mu przez prezydenta Woodrowa Wilsona zadaniu. Miał poprawić stosunki z Rosją, głównie gospodarcze, a konkretnie wynegocjować nowy traktat handlowy. Myślał także o nabyciu parceli pod rezydencję ambasadora w Piotrogrodzie oraz na prośbę Czerwonego Krzyża podjął się sprawdzenia sytuacji jeńców niemieckich i austro-węgierskich, jako że Stany nie uczestniczyły jeszcze w toczącej się wielkiej wojnie, stały na uboczu. Ale szybko się przekonał, że nie osiągnie tych celów, natomiast rozwój sytuacji politycznej w Rosji postawił przed nim niełatwe wyzwanie – diagnozowanie na gorąco dwóch różnych w naturze rewolucji i dostarczanie materiałów opisowych oraz ocen mogących służyć Waszyngtonowi do formułowania polityki wobec przyszłych zwycięzców.
Car Mikołaj II Listy uwierzytelniające Francis złożył w piątek 5 maja 1916 r., z zachowaniem pełnego ceremoniału protokołu dyplomatycznego w pałacu imperatora w Carskim Siole. Był pod wrażeniem etykiety dworu oraz uroku Mikołaja II i jego małżonki. Car podczas rozmowy z nim wyraził zainteresowanie stanem stosunków amerykańsko-rosyjskich i z dyskretnym zadowoleniem wysłuchał, że polityczne sympatie Francisa lokują się po stronie państw alianckich, Francji i Anglii, wreszcie pozwolił przedstawić sobie merytoryczny zespół ambasady. Caryca ujęła Francisa „nadzwyczajną łaskawością” i wydawała mu się silniejszą osobowością niż małżonek. Krytycznie, już po pierwszych spotkaniach, Francis oceniał natomiast premiera Borysa Stürmera, ministra spraw zagranicznych Sergiusza Sazonowa i innych polityków. Podzielał słyszany jeszcze w Waszyngtonie pogląd o silnych wpływach niemieckich Rosjan na życie polityczne i gospodarcze państwa i zauważył rosnące napięcie między caratem a inteligencją. Po pierwszych rozmowach z kołami rządowymi sądził, że poprawę stosunków Piotrogrodu z Waszyngtonem będzie można osiągnąć poprzez żywszą wymianę handlową.
Po uroczystości składania życzeń Mikołajowi II przez korpus dyplomatyczny z okazji Nowego Roku 1917 Francis odniósł wrażenie, że imperator nie przeczuwał nadciągającej katastrofy politycznej, gwałtownie przybierającego na sile kryzysu politycznego ani tego, że ambasadorzy i posłowie spotkali się z nim po raz ostatni. Francis narastającą rewolucję mógł obserwować i słyszeć z okien swojej ambasady, na co pozwalała jej lokalizacja niedaleko od pałacu Taurydzkiego, w którym mieściła się Duma, i od Instytutu Smolnego, gdzie ulokowali się bolszewicy. Kiedy więc w niedzielę 7 marca2 Mikołaj II wyjechał na front, już następnego dnia doszło w mieście do rozruchów. Ulicami przeszedł pochód z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet wołający „Chcemy chleba”, a nazajutrz, 9 marca, na ulice wyszło około 200 000 robotników wznoszących okrzyki „Żądamy chleba”, jednak słyszano też hasła polityczne: „Precz z wojną”, „Precz z Romanowami”, rzucane głównie przez bolszewików i studentów. Francis ochraniał ambasadę przed demonstrantami wywieszaniem flag amerykańskich, a wychodząc z placówki, obserwował, jak dzień po dniu miasto stawało się niebezpieczne, wręcz groźne. Na ulicach coraz więcej było zbuntowanych żołnierzy, pijanych, agresywnych, ponieważ dowódcy stacjonujących w stolicy pułków nie dawali sobie rady z utrzymaniem dyscypliny, nierzadko zresztą byli przepędzani przez żołnierzy, którzy sami wybierali nowych przełożonych, swoich ulubieńców. Aż wreszcie, o czym depeszował 15 marca do Waszyngtonu, wiadomość o abdykacji Mikołaja, do której doszło trzy dni wcześniej przed północą w wagonie carskiego pociągu stojącego na stacji w Pskowie, została potwierdzona. „Te sześć dni, między ostatnią niedzielą a teraz, były świadkami najbardziej zdumiewającej rewolucji. Dwustumilionowy naród, który żył pod absolutną władzą przez ponad tysiąc lat i który obecnie wciągnięty jest w największą wojnę, do jakiej kiedykolwiek doszło, zmusił cara i jego następców do abdykacji”. Zwracał uwagę, że „(…) trzeba gratulować Rosji przejścia przez tak ważne zmiany w rządzeniu przy tak małym rozlewie krwi i bez namacalnego zakłócenia działań wojennych, które właśnie się toczą z połączonymi przeciwnikami”. Doliczono się 169 zabitych i około 1200 rannych. Abdykacja cara pozwoliła Dumie na przemianowanie Tymczasowego Komitetu Dumy na Rząd Tymczasowy, którego premierem i ministrem spraw wewnętrznych został Gieorgij Lwow książę Gieorgij Lwow, działacz obywatelski, przewodniczący Związku Ziemstw i Miast. Ten krok Francis przyjął z entuzjazmem, gdyż Lwow był bliskim kuzynem teściowej konsula generalnego USA w Moskwie Maddena Summersa. Za najwybitniejszych członków nowego rządu Francis uważał Pawła Milukowa, który otrzymał tekę ministra spraw zagranicznych, i rywalizującego z nim ministra sprawiedliwości Aleksandra Kierenskiego. Pierwszy z nich, wybitny profesor i znakomity historyk, posiadał walory potrzebne do sprawowania swojej funkcji. Władał czterema językami, znał Stany Zjednoczone, gdzie wykładał, odznaczał się niespożytą energią i miał doświadczenie polityczne, kierował Partią Konstytucyjno- Demokratyczną oraz redagował partyjny dziennik. Kierenski, liczący ledwie 36 lat, ambitny, błyskotliwy orator w Dumie, potrafił robić wrażenie na otoczeniu. Ale, o czym nie wiedział Francis, brakowało mu wyklarowanych poglądów politycznych. Objąwszy 20 lipca po rezygnacji Lwowa premierostwo, okazał się osobowością chwiejną, ze skłonnościami do hamletyzowania. Francis uznał, że Stany Zjednoczone powinny jak najszybciej poprzeć wejście Rosji na drogę demokracji, budowanie parlamentarnego modelu władzy. Dlatego też 18 marca 1917 r. zwrócił się do Departamentu Stanu o uznanie de iure Rządu Tymczasowego. W cztery dni później – 22 marca o godzinie 16.30 – został przyjęty wraz ze swoim personelem przez Lwowa i jego gabinet w Pałacu Maryjskim na Mojce, gdzie powiedział: „Mam zaszczyt, jako ambasador i jako reprezentant rządu Stanów Zjednoczonych akredytowany w Rosji, w ten sposób formalnie uznać Rząd Tymczasowy wszystkich Rosjan”. Zaznaczył również, że prezydent Wilson prosił go o kontynuowanie misji, co praktykuje się w takich sytuacjach. Zmieniony natomiast został ambasador Rosji w Waszyngtonie, Gieorgija Bachmietiewa zastąpił Borys Bachmietiew. Tak oto Stany Zjednoczone wyprzedziły Wielką Brytanię i Francję o 4 godziny, uznając jako pierwsze na świecie Rząd Tymczasowy. Francis odczuwał z tego powodu osobistą satysfakcję i w korpusie dyplomatycznym poczuł się jakby mocniej osadzony. Wkrótce – 5 kwietnia – poinformował Milukowa, że Stany Zjednoczone wypowiedziały wojnę Niemcom i stały się sprzymierzeńcem Rosji. Podtrzymywanie Rządu Tymczasowego w tym, by Rosja nie wycofała się z wojny i nie zawarła separatystycznego pokoju z Berlinem, było dla Francisa istotnym i niezwykle trudnym zadaniem. Społeczeństwo rosyjskie, co obserwował, mocno odczuwało ciężar prowadzonej wojny – ponosiło duże straty w ludziach, spadała produkcja przemysłowa i rolna, rozszerzała się anarchizacja życia społecznego. Francis podjął więc w Waszyngtonie starania o pomoc finansową i rzeczową, ściągał fachowców od kolejnictwa, którego stan paraliżował życie kraju. Ogólnie swoimi zabiegami przyczynił się do tego, że kolejne kredyty osiągnęły kwotę 325 milionów dolarów. Była to kropla w morzu potrzeb, ale wyrażała życzliwy stosunek Waszyngtonu wobec dokonującej się zmiany ustrojowej. Poza tym Francis starał się wspierać nową demokrację swoim doświadczeniem politycznym. Spotykał się niemal codziennie z ministrem Michaiłem I. Tereszczenką, który przejął po Milukowie sprawy zagraniczne, oraz z Kierenskim. Chodził na sesje Dumy i zabierał publicznie głos. Ułożył program dla wysłanej przez prezydenta Wilsona „misji dobrej woli” (ang. good will mission), składającej się z prominentnych przedstawicieli różnych środowisk, którzy przez blisko miesiąc, od 13 czerwca, konferowali z członkami rządu o tym, jak budować w Rosji demokrację i jak współpracować, by szybko doprowadzić do zakończenia wyniszczającej wojny.
Odnosząc się z sympatią do nowej sytuacji, Francis dostrzegał jednak, że słabość Rządu Tymczasowego brała się z braku jasno sprecyzowanego programu i chwiejnej postawy. Duże niebezpieczeństwo widział w istniejącej drugiej władzy, powstałym w Piotrogrodzie Tymczasowym Komitecie Wykonawczym Rady Delegatów Robotniczych, w którym rosły wpływy ideologii lansowanej przez przybyłego 3 kwietnia z Zurychu Lenina. Istota tej ideologii sprowadzała się do obalenia Rządu Tymczasowego i rozpoczęcia wszelkimi środkami, aż do przemocy włącznie, walki o władzę. Od czerwca 1917 r. Tymczasowe Komitety Rad, istniejące już niemal w całej Rosji, zaczęły ogłaszać, że nie uznają Rządu Tymczasowego. Francis nie miał wątpliwości, że Lenin i Trocki byli opłacani przez rząd niemiecki w celu doprowadzenia Rosji do klęski militarnej, i nie mógł zrozumieć, dlaczego pozwolono im nadużywać demokracji i wolności.
Ta bierna postawa świadczyła według niego o tym, że w Rosji nie było chętnych do przejęcia władzy oraz że Lenina oraz Trockiego nie uważano za groźnych i nie traktowano serio ich słów o dążeniu wszelkimi środkami do zdobycia władzy. W każdym razie nie zdziwiły go wszczęte przez bolszewików w dniach 16 i 17 lipca „pokojowe demonstracje”, które uznał za „lipcową rewolucję”. Rząd z tą próbą się uporał, ale, na co zwrócił uwagę Francis, można było uznać, że z następną już sobie nie poradzi i, co gorsza, że może to doprowadzić do rządów terroru.
Włodzimierz Lenin Ceną za lipcowe wypadki były zmiany w gabinecie. Odszedł książę Lwow, a premierem z szerokimi uprawnieniami został Aleksandr Kierenski. Szybko się jednak okazało, że Kierenski nie zdecydował się na zadanie bolszewikom decydującego ciosu, którego się spodziewano. Nie oskarżył Lenina ani Trockiego o zdradę i nie kazał ich rozstrzelać, co według Francisa byłoby właściwym krokiem. Sam Trocki napisał później, że „(…) na szczęście naszym wrogom nie starczyło konsekwencji ani stanowczości”. Kierenski nie starał się również rozwiązywać najbardziej palących problemów: trudności z aprowizacją miast i istnienia dwuwładzy – Komitetów Robotniczych Rad. Ta miękka polityka premiera szybko sprowokowała reakcję mianowanego przez niego naczelnego dowódcy generała Ławra Korniłowa, mężnego i utalentowanego wojskowego. Korniłow domagał się od Kierenskiego szerszych uprawnień w celu zdyscyplinowania armii, między innymi przywrócenia kary śmierci za dezercję lub bunt na froncie czy na tyłach. Planował przywrócenie ładu w Piotrogrodzie i rozbicie bolszewików nadal agitujących w wojsku za obaleniem Rządu Tymczasowego. W tym celu Korniłow skierował jeden z korpusów w kierunku Piotrogrodu. To posunięcie Kierenski uznał za „spisek Korniłowa” i natychmiast zdjął generała ze stanowiska, a następnie oskarżył o zdradę. Francis jednoznacznie ocenił sprawę Korniłowa jako wielki błąd Kierenskiego, który zraził do siebie armię, a także kręgi liberalne oraz konserwatywne. Poza tym Francis uważał, że starcie Kierenski– Korniłow otworzyło drogę do zwycięstwa bolszewików, gdyż Kierenski i jego ministrowie nadal wierzyli, że ich wróg znajduje się tylko po prawej stronie sceny politycznej i że nie można z nim wypracować kompromisu. Tym samym spętali sobie ręce.
Ten nastrój rządu Kierenskiego dobrze charakteryzowała rozmowa Francisa z Tereszczenką, którą odbyli 6 listopada, kiedy to bolszewicy właściwie już zakończyli przygotowania do przewrotu.
Spodziewam się bolszewickiego wystąpienia tej nocy – powiedział Tereszczenko. Jeśli ono nastąpi, to mam nadzieję, że zdołacie je stłumić – powiedziałem. Sądzę, że zdołamy je stłumić – powiedział minister z pozornym spokojem; ale uprzytomniłem sobie w pełni, pod jakim napięciem ten młody [31 lat – B.G.] człowiek żył, kiedy nagle dodał: Mam nadzieję, że odbędzie się ono niezależnie od tego, czy je zdławimy, czy też nie. Jestem zmęczony tą niepewnością i napięciem.
Tego dnia podał się do dymisji i wyjechał do klasztoru na rekonwalescencję.
Już 7 listopada koło południa Francis dowiedział się od swojego pracownika, że Kierenski opuścił Piotrogród. Pierwszy sekretarz Sheldon Whitehouse relacjonował, że
(…) kiedy wracał do domu swoim samochodem oznakowanym amerykańską flagą, to zajechał mu drogę rosyjski oficer, który oświadczył, że Kierenski chciałby jego samochodem udać się na front. Whitehouse wraz z towarzyszącym mu szwagrem, baronem Ramsy, udali się z oficerem do Kwatery Głównej, by potwierdzić, czy ten oficer miał upoważnienie do złożenia tak zdumiewającego żądania. Tam zastali Kierenskiego, w Kwaterze, która znajduje się naprzeciwko Pałacu Zimowego i w której Kierenski mieszka otoczony swoim zespołem. Wszyscy tu sprawiali wrażenie zdenerwowanych i zaniepokojonych. Kierenski potwierdził żądanie oficera, że chce samochodem Whitehouse’a udać się na front. Whitehouse żachnął się i wskazując na plac przed pałacem, powiedział – ten samochód jest moją prywatną własnością, a tam przed pałacem do pańskiej dyspozycji jest co najmniej 30 samochodów. Kierenski odparł – tamte samochody zostały wyjęte spod mojej władzy tej nocy i bolszewicy teraz zarządzają wszystkimi oddziałami w Piotrogrodzie z wyjątkiem tych, które zadeklarowały neutralność i odmówiły im posłuszeństwa.
Whitehouse poinformował Francisa także, że Kierenski planuje powrócić do Piotrogrodu w ciągu pięciu dni na czele kilku tysięcy Kozaków, by opanować sytuację w stolicy. Francis, słuchając tej relacji, zinterpretował ją jednoznacznie: Kierenski uciekł z miasta. A wieczorem, o szóstej, zawiadomił Departament Stanu: „Wygląda na to, że bolszewicy kontrolują wszystko. Nie mogę się dowiedzieć, gdzie jest jakiś minister. Doniesiono mi, że dwóch aresztowano i wzięto do Smolnego, który jest kwaterą bolszewików (…). Trocki wygłosił podżegające przemówienie (…) przedstawił Lenina bolszewickiemu audytorium”. Obserwując kolejne działania oddziałów podporządkowanych bolszewikom, Francis nie był zaskoczony, że 8 listopada o godzinie 2.10, Pałac Zimowy został opanowany, urzędujący tam bez Kierenskiego ministrowie aresztowani, a w Smolnym Lenin ogłosił powstanie nowej władzy – Rady Komisarzy Ludowych (Sownarkom), na której czele stanął. Następnego dnia Francis donosił Summersowi: „Na ulicach jest spokojnie, na niektórych są barykady (…). Na moje pytanie zadane dzisiaj przez telefon, Ministerstwo Spraw Zagranicznych odpowiedziało, że nie wiadomo gdzie jest minister i że nikt, kto reprezentuje nowe władze, nie pojawił się w ministerstwie, konsekwentnie wszyscy pracujący tam urzędnicy rozkładają ręce”. Natomiast w liście do syna z 26 listopada tak komentował dalszy rozwój sytuacji:
Od trzech dni na ulicach Piotrogrodu nie słyszy się w zasadzie wystrzałów. Zabójstwa i rabunki zdarzają się jednak częściej, niż się o tym pisze, ponieważ, po pierwsze, nie wszystkie przypadki trafiają do gazet, a po drugie informacje o przestępstwach tego rodzaju są szybko wycofywane. Nigdy nie słyszałem o miejscu, gdzie życie ludzkie byłoby tak tanie, jak to jest dzisiaj w Rosji. Człowiek jednak przyzwyczaja się do morderstw i grabieży. Gdy przed dziesięcioma dniami wracałem samochodem prowadzonym przez Phila [jego totumfackiego – B.G.], moją uwagę przyciągnął tłum zgromadzony w rogu placu długości 1200 stóp w pobliżu ambasady. Phil miał ochotę się zatrzymać, ale ja miałem spotkanie w ambasadzie i kazałem mu jechać. Po zawiezieniu mnie powrócił jednak na plac i pół godziny później zjawił się u mnie w biurze i powiedział, że na poczcie zrabowano 82 000 rubli, zabijając 19-letnią pracownicę. To był obłęd, ale już tak zobojętniałem, że tylko wyraziłem żal i powiedziałem, że łajdaka, który to zrobił, powinno się rozstrzelać, po czym powróciłem do dyktowania stenografiście.
Obserwując, jak bolszewicy, z Leninem na czele, posługując się świetnie opanowanym instrumentarium – propagandą, przemocą, zdradą, rozstrzeliwaniem – robią wszystko, by nie oddać władzy, Francis przyjął twardą postawę. Wysłał do Departamentu Stanu opinię, że nie należy uznawać tego rządu de iure. Postanowił, że będzie prowadził placówkę tak długo, jak będzie to możliwe. A kiedy w końcu, w lutym 1918 r., rząd Lenina postanowił przywrócić stołeczność Moskwie, Francis odmówił przeniesienia tam ambasady. Na miejsce urzędowania wybrał Wołogdę, leżącą na przecięciu dwóch strategicznych szlaków: Piotrogród–Władywostok i Archangielsk–Moskwa. Tam, wraz z nim, ulokowało się kilka innych placówek dyplomatycznych tych państw, które także powstrzymywały się od uznania Rosji bolszewików.
Gieorgij Cziczerin W Wołogdzie, którą Francis swoją zaskakującą dla bolszewików decyzją wyniósł właściwie do rangi stolicy dyplomatycznej Rosji, nie pozostawał długo. Lenina drażniła ta demonstracja państw nieuznających jego rządu. Dlatego już w lipcu 1918 r. Gieorgij Cziczerin, komisarz spraw zagranicznych, podjął zdecydowane działania w sprawie ściągnięcia całego korpusu dyplomatycznego do Moskwy. Pełniący funkcję dziekana korpusu Francis zareagował stanowczo. Odrzucił notę Cziczerina i po pokonaniu trudności czynionych przez Komisariat z przydzieleniem lokomotywy do pociągu, 25 lipca po północy odjechał do Archangielska. Wówczas już wiedział, że prezydent Wilson, uginając się pod naciskiem Anglików, zgodził się wespół z Wielką Brytanią, Francją i Japonią na „ograniczoną interwencję”. Od sierpnia żołnierze tych państw lądowali: 8500, w tym połowa Amerykanów, w Archangielsku, 15 000, w tym 1000 Amerykanów, w Murmańsku i 10 000 Amerykanów we Władywostoku. Naczelne Dowództwo aliantów zakazało tym oddziałom ingerować w sprawy wewnętrzne Rosji, nie mówiąc już o obaleniu reżimu bolszewickiego. Celem ich było reaktywowanie frontu wschodniego, który w żywotny sposób wpływał na interesy zmagających się bloków państw – ententy i centralnych. Francis, siedząc w Wołogdzie, jeszcze 2 maja zdecydowanie opowiedział się za interwencją państw alianckich i Waszyngtonu.
Rezydując w Archangielsku, dojeżdżając do Murmańska, Francis spędził trzy miesiące w tym ważnym ze strategicznego punktu widzenia regionie. Choroba wymagająca operacji chirurgicznej zmusiła go do opuszczenia Archangielska. 7 listopada 1918 r. na niszczycielu „Olimpia” udał się do Londynu, do kliniki. Kuracja zakończyła się dlań pomyślnie. Nie powrócił już jednak do Rosji. Obowiązki jego, jako chargé d’affaires ad interim, przejął Felix Cole, który ostatecznie 14 września 1919 r. zlikwidował ambasadę i konsulaty. Następca Woodrowa Wilsona w Białym Domu, Warren G. Harding, przyjął rezygnację Francisa jako ambasadora 31 maja 1921 r., ale ani on, ani dwaj kolejni prezydenci, republikanie Calvin Coolidge i Herbert Hoover, nie zdecydowali się na nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Rosją bolszewików.
Powyższy tekst pochodzi z książki Bogdana Grzelońskiego pt. „Niedobrani sojusznicy”.
Mam Play Online na Kartę. Dziś kumplowi chciałem posłać kilka zdjęć. Dokładnie 4, po 1,2MB każde. Załącznik do poczty ładował się 35 minut. Pamiętam, że jak miałem jeszcze Orange OFnK, taki sam załącznik ładował się kilkanaście sekund…
Niemozliwe to jest bo zeby 1,2 mega zaladowal się w kilkanascie sekund to musialbys miec up jakied 2-3 Mb/s. Tyle nie oferuja i nie oferowali
W Orange up miałem minimalny taki: http://speedtest.net/result/2178079317.png natomiast w Playu taki: http://speedtest.net/result/2177209907.png
Nawet przy takim up nie wciągniesz 1.2Mb w 15 sekund.
Rzorrz Koniec Polsk@ wciągnie, na moim stacjonarnym mam słabszy up. i do. a daje radę..Ale jak z tymi zasięgami jest nierówno w jednym kraju…gość ma orange szybszy niż ja stacjonarny a na playu egde a u mnie na odwrót…
Wlasnie zamowilem 3 startery z latwymi numerami. Danke Telix:)
Orange się cofa, PLAY idzie do przodu.