Listopadowa nowelizacja Prawa telekomunikacyjnego, której przepisy właśnie wchodzą w życie, wywołuje oczywiste zainteresowanie mediów, zadających pytanie stałe w takich sytuacjach: a co z tego będą mieli zwykli „zjadacze telekomunikacyjnego chleba”?
Skrócenie okresu retencji danych do 12 miesięcy nie budzi specjalnych sensacji – choć warto przypomnieć, że nie tak dawno temu słyszeliśmy z kręgów sejmowych, iż powinniśmy wystąpić do Komisji Europejskiej o specjalną derogację, na podstawie której nasi operatorzy musieliby przechowywać dane bilingowe i lokalizacyjne aż przez 5 lat.
Uzasadniano, że przez krótszy czas liczne służby nie zdążyłyby ich przedstawić w postępowaniach, a wymiar sprawiedliwości nie zdążyłby się pochylić nad leżącymi na sądowych stołach kilometrami bieżącymi akt powiązanych sznurkiem. Skończyło się wtedy na 24 miesiącach i jakoś nie widać było z tego powodu gwałtownego wzrostu przestępczości. Zamiast tego ni stąd, ni z owąd zostaliśmy europejskimi liderami sięgania do tych danych przez służby – choć ani nie jesteśmy krajem największym w Europie, ani też najbardziej doświadczonym przez zorganizowaną lub niezorganizowaną przestępczość. Argumenty o 5 latach przypominały mi poselskie wypowiedzi na temat konieczności zachowania anachronicznego i absurdalnego obowiązku stałego i czasowego zameldowania, bo bez niego nie będziemy mogli ani ścigać terrorystów, ani zapewnić bezpieczeństwa obrotu gospodarczego.
Z punktu widzenia i konsumentów, i operatorów istotne są nowe regulacje dotyczące umów, a zwłaszcza skrócenia maksymalnego okresu obowiązywania „lojalek”. Zobaczymy, jak operatorzy będą sobie dawali radę ze zamianą umów np. trzyletnich na krótsze. Tu nie obowiązuje zwykła arytmetyka: jedna umowa na 3 lata nie przekłada się automatycznie na 6 umów po pół roku. Informacja o osiągnięciu ustawionego limitu danych w dostępie mobilnym jest już dostępna w przypadku roamingu, więc rozszerzenie jej na rynek krajowy nie wydaje się problemem. Przekonamy się natomiast, jak uda się wyegzekwować od operatorów, by ich umowy były zrozumiałe dla zwykłych abonentów, a nie tylko dla najznamienitszych przedstawicieli kancelarii prawnych.
Dla sieci komórkowych bardzo ważne są nowe regulacje dotyczące rezerwacji częstotliwości, możliwości dzierżawy i przekazania pasma, a także współkorzystania z częstotliwości, a nie tylko masztów i innych elementów infrastruktury. Jak to zwykle bywa w życiu: nic darmo. Za takie regulacje operatorzy będą musieli m.in. raportować regulatorowi w jaki sposób realizują określone parametry jakości transmisji danych, a także ściślej współpracować z GIODO w kwestiach ochrony danych osobowych, a z Prezesem UKE – w sprawach bezpieczeństwa i ciągłości działania sieci.
W znowelizowanym Prawie telekomunikacyjnym widać też przymiarki do przyszłych regulacji sieci NGN/NGA. Zamiast miedzianej pętli lokalnej regulować się będzie pętle wszelkiego rodzaju. Może nawet takie, których nie widać, gdyż są bezprzewodowe? A może poprzestać tylko na wspomnianym w nowelizacji uwzględnieniu kosztu pozyskania kapitału – a więc tylko regulacjach finansowych? Co prawda z nimi trzeba ostrożnie, bo od 2008 r. regulacje rynków finansowych to bardzo drażliwa sprawa…
źródło: Audytel
Kan
Zmiany idą w dobrym kierunku.
Niech jeszcze zwrócą uwagę, aby prędkość internetu była taka jaka deklarują, i za jaką się płaci, bo jak na razie, to tak wygląda przykładowo, że kupując w sklepie chleb 0,5 kg i płacąc za takiego to po zakupie przekonuje się że nie ma pół kilo a tylko 20 deko.
W necie mobilnym nikt Ci prędkości maksymalnej nie zagwarantuje. Ale ktoś powinien zmusić operatorów do zaprzestania reklamowania np. u nas 42 mbit/s, bo sporo osób w to wierzy i pisze jakby tyle miało w rzeczywistości.
Zmiany ok., choć mi te wszystkie ruchy wobec umów kojarzą się tylko z kombinowaniem, jak to obejść. Wolę prepaid, jako użytkownik Heyah mam wolną rękę – póki oferta jest atrakcyjna trzymam się własnie jej.