Stanowisko większości europosłów jest jasne: popieramy daleko idącą reformę prawa ochrony danych osobowych, bo ujednolica reguły i pozwala wpływać na firmy spoza UE. Ochrona danych to dla nas wartość nadrzędna.

W poniedziałek na zaproszenie Ministra Boniego gościła w Warszawie wice szefowa Komisji Europejskiej, Viviane Reding. Na debacie zorganizowanej na SGH tłumaczyła, na czym polega jej propozycja wzmocnienia ochrony naszych danych w sieci. Jej wizyta stała się również pretekstem do debaty na ten temat w mediach. Debaty, w której padły dość ciężkie oskarżenia o amerykański lobbing oraz odwrócenie się od obywatela i jego praw podstawowych, szczególnie w wykonaniu europejskiej chadecji. Czym jest reforma, która wywołuje takie emocje?

W Brukseli trwają prace nad uregulowaniem bezprecedensowego w skali zjawiska przetwarzania danych osobowych. Prace niewątpliwie potrzebne, bo obecne rozwiązania pochodzą z unijnej dyrektywy z ’95 roku, a więc z czasów, kiedy nie śniły nam się jeszcze możliwości powszechnie dostępnego Internetu. Maile, zakupy on-line, elektroniczna bankowość, czy wreszcie portale społecznościowe, to już nasza codzienność, a wszystkie te czynności wiążą się z przekazywaniem danych osobowych. Często przy naszej minimalnej świadomości o tym, co się z tymi danymi następnie dzieje.

Nastroje w Parlamencie Europejskim są, więc jasne. W dobie, gdy przekazanie danych osobowych może zabrać całą sekundę, ich ochrona powinna zostać wzmocniona, nie podlega to żadnej wątpliwości. Dla mnie równie oczywisty jest jednak fakt, że dalej chcemy chętnie korzystać z możliwości, jakie daje nam Internet. W tym także dalej korzystać z usług, za które niejako ‘płacimy’ swoimi danymi. Ta ‘zapłata danymi ‘ nie powinna jednak oznaczać braku jakiejkolwiek kontroli. Z drugiej strony kontrola ta nie powinna sprawić, że usługi te stracą na swej atrakcyjnej dla nas konsumentów funkcjonalności. Dlatego w przypadku propozycji nowego prawa ważna jest pogłębiona dyskusja na temat tego, co oznaczają jego konkretne zapisy.

Czym w praktyce byłoby tzw. prawo do zapomnienia w sieci? Jak miałaby wyglądać nasza wyraźna zgoda na przetwarzanie danych? Czy byłyby by to ustawienia przeglądarki, czy wyskakujące okienko? W jaki sposób powinno zostać ograniczone profilowanie, któremu poddają nas firmy Internetowe, skrawając do nas to, co widzimy w sieci? To są konkretne pytania, na które trzeba odpowiedzieć. Prowadząc dyskusję czysto ideologiczną, ryzykujemy paraliż prac w Brukseli. A te muszą zakończyć się w ciągu roku, bo nieprzegłosowane przez Parlament Europejski obecnej kadencji projekty idą do kosza.

Rafał Trzaskowski
Poseł do Parlamentu Europejskiego