Polkomtel finalizuje podpisywanie aneksów do umów
interkonektowych z operatorami. Plus jednostronnie obniża stawki w
swojej sieci dla Play.
Informujemy, że dziś, czyli 17 stycznia 2013 roku Plus doręczył
operatorowi sieci Play
podpisany przez siebie aneks do Umowy interkonektowej zawartej pomiędzy
P4, a Polkomtel, w którym Polkomtel
jednostronnie obniża stawkę MTR Polkomtel w relacji z P4. W
doręczonym P4 dokumencie jako datę, od której obowiązują nowe stawki w
rozliczeniach między Polkomtel a P4, podany jest dzień 1 stycznia 2013
r. Zgodnie z decyzją regulacyjną Prezesa UKE (Decyzja SMP) stawka ta
wynosi 0,0826 zł za minutę.
Podpisany przez Polkomtel aneks wprowadza obniżkę
stawki MTR Polkomtel w relacji z P4 bez jednoczesnej zmiany stawki MTR
P4. W ten sposób Polkomtel w sposób bezwarunkowy wykonał decyzję
Prezesa UKE zobowiązującą do stosowania od dnia 1 stycznia 2013r.
stawki MTR w wysokości 0,0826 zł./min.
Polkomtel zdecydował się na jednostronną zmianę
swojej stawki MTR względem Play, ponieważ P4 dotychczas nie podpisał
aneksu, który obniżał stawkę MTR Polkomtel i jednocześnie stawkę MTR
P4. Aneks taki, podpisany przez przedstawicieli Plusa został doręczony
w dniu 21 grudnia 2012 r. do operatora sieci Play i do dziś
bezskutecznie czekaliśmy na jego podpisanie przez P4 – czytamy w dzisiejszym komunikacie Polkomtela
Jednocześnie informujemy, że Polkomtel Sp. z o.o.
jest w trakcie procesu podpisywania stosownych aneksów do umów
interkonektowych ze wszystkimi pozostałymi operatorami. Większość z
nich jest już podpisana przez obydwie strony, a pozostałe przez jedną i
są finalizowane przez drugiego partnera.
źródło: Plus
Kan
No to zaczyna byc ciekawe, bo Gruszka zawsze twierdził, ze liderem jest Play, a inni nie chcą obnizać, teraz okazuje się, że Plus jednak chce. Jabczyński tez ujawnił, ze podpisuje, a to oznacza, że teraz ruch jest po stronie Play.
Witam mam ten telefon od 10 tygodni i brakuje mi pamięci na wewnętrznej pamięci mozna np polonczys karte pamienci z wewnętrznom ?? Prosze o odp na gg 22380858 prosze sory iPad mnie poprawia
Nie rozumiem tego ociagania I to po takich „szampanskich” popisach . Przeciez decyzja UKE I tak musi byc wykonana .
To już właściwie wiadomo, ze z Plus do wszystkich sieci, też Play od lutego 24 gr/min
eos: gdyby Polkomtel nie był zmuszony obniżyć stawek MTR decyzją UKE to byśmy jeszcze 1,20zł za minutę pewnie płacili. Tak więc Polkomtel wcale nie chce ale MUSI, a to znacząca różnica.
Chce, bo P4 nic nie podpisał. A operatorzy jakby chcieli, mogli by to odwlec do lipca.
tak poza tematem, – ładnie tu na telix’ie w porównaniu z innym portalem telekomunikacyjnym, który dziś zmienił wygląd swej strony. będę tu częsciej zaglądał, bo tam oczy mi wypływają, a do tego tu jest więcej ciekawych i szczegółowych info i szybciej się ukazują.
Tak trzymać, dzięki!
Ja pierdziele, Interia 2 się zrobiła :lol
Serdecznie witamy w naszym gronie i miło nam czytać takie komentarze. Czytelnicy tutaj są bardzo serdeczni, z czego nam ogromnie miło. Andrzej
A, racja, racja. Witamy w wielkiej rodzinie Telix, gdzie czuć domową atmosferę. Zapomniałem o dobrym wychowaniu 😀
blogbiszopa.pl
14
sty
Bagnet na broń!
Okolice Al Amara, Irak, 14 maja 2004 roku, godzina 12:00.
Major Adam Griffiths wtulił głowę w piach w momencie, gdy pociski z kałasznikowa uderzyły w ziemię kilkanaście centymetrów od niego. Odruchowo spojrzał do tyłu. Kilkanaście metrów za nim płonęły dwa Land Rovery podziurawione kulami jak sito.
– Fucking hell! – pomyślał major.
Już od dwóch godzin leżał wraz ze swoimi ludźmi w piachu przygwożdżony ogniem bojowników Armii Mahdiego. Strzelał oszczędnie, wiedząc, że jeśli skończy mu się amunicja, to ostatni pocisk może równie dobrze przeznaczyć dla siebie.
Po jego lewej stronie leżało siedmiu Szkotów z dowodzonego przez niego patrolu, który wpadł w zasadzkę. Podobnie jak on, na serie karabinów maszynowych odpowiadali pojedynczymi strzałami.
Po prawej miał oddział trzydziestu żołnierzy, którzy przybyli z odsieczą półtorej godziny temu. Oni też leżeli plackiem na tej przeklętej pustyni przygwożdżeni ogniem mahdystów. Nieco dalej w rozedrganym upałem powietrzu majaczyły sylwetki czterech transporterów opancerzonych Warrior. To piechurzy z Królewskiego Pułku Piechoty Księżnej Walii, którzy przybyli Szkotom na pomoc. Ale i oni niewiele wskórali. Mahdyści byli po prostu zbyt liczni i zbyt dobrze okopani. Brytyjczycy byli jak ryba na patelni.
Zostać na miejscu – to pewna śmierć. Wycofać się – jeszcze pewniejsza. Pozostaje więc tylko… atakować!
Major Griffiths sięgnął do pasa, wyciągnął bagnet i umocował go na lufie swojego L85.
– Fix bayonets! – krzyknął do swoich żołnierzy.
Ci spojrzeli po sobie. Czy on zwariował? Przecież to pewna śmierć! Ale rozkaz to rozkaz.
Szkoci zaczęli mocować bagnety. Angielscy piechurzy niewiele myśląc poszli w ich ślady.
Major Griffiths poczekał jeszcze chwilę. Mocniej ścisnął w dłoniach broń i wrzasnął nieludzkim głosem.
– CHARGE!!!!
Bagnet towarzyszy żołnierzom na polu walki od połowy XVII wieku. Jego pierwszymi użytkownikami byli jednak nie oni, lecz myśliwi. Używane przez nich strzelby były dość niecelne, a ich powtórne ładowanie zajmowało sporo czasu, więc aby ochronić się przed atakiem zranionego dzika lub wilka zaczęli przywiązywać na końcu lufy ostrza, by móc w razie czego użyć broni w charakterze dzidy lub piki.
To rozwiązanie podchwycili żołnierze i jeszcze w tym samym wieku bagnet stał się obowiązkowym wyposażeniem piechura każdej europejskiej armii. Ówczesny muszkieter mógł w najlepszym wypadku wystrzelić dwie lub trzy kule w ciągu minuty. Zajęty ładowaniem kolejnego pocisku był praktycznie bezbronny. Bagnet sprawił, że w razie ataku piechoty lub konnicy miał narzędzie do walki.
Przez kolejne dwa wieki bagnety były w powszechnym użyciu i nieraz decydowały o losach bitew. Szczególnie chętnie używała ich armia rosyjska. Generał Aleksander Suworow zwykł był mawiać „Kula głupia, bagnet zuch!”.
Biorąc pod uwagę kiepskie wyszkolenie strzeleckie rosyjskich rekrutów i niedokładność ówczesnej broni palnej trudno się z nim nie zgodzić…
Wraz z rozwojem techniki wojskowej i pojawieniem się coraz lepszych i bardziej precyzyjnych karabinów rola bagnetu zaczęła maleć. Już w połowie XIX wieku podczas amerykańskiej wojny secesyjnej żołnierze zabici podczas walki na bagnety stanowili zaledwie jeden procent poległych.
Podczas współczesnych konfliktów zbrojnych rola bagnetu jest już znikoma. Amerykanie wycofują go z wyposażenia żołnierzy dochodząc do wniosku, że wojakowi bardziej przyda się dodatkowy magazynek. Niby racja, ale praktyka dowodzi, że „cold steel” ma jeszcze coś do powiedzenia na współczesnym polu walki.
14 maja 2004 roku ośmioosobowy patrol brytyjskich żołnierzy ze szkockiego pułku Argyll and Sutherland Highlanders jechał cieszącą się złą sławą drogą nr 6 prowadzącą z Basry do Bagdadu. Kiedy znajdowali się około 15 kilometrów od miejscowości Al Amara z prawej strony posypały się na nich serie z kałasznikowów. Kierowcy dodali gazu, by uciec napastnikom, jednak dwa kilometry dalej wjechali pod ostrzał znacznie większej grupy islamskich fanatyków.
Szkoci wyskoczyli z podziurawionych kulami samochodów i odpowiedzieli ogniem. Major Griffiths szybko ocenił sytuację – bez odsieczy się nie obejdzie. Wezwał przez radio posiłki.
Po kilkunastu minutach na miejsce przyjechało kilka innych Land Roverów z tego samego pułku. Rozpoczęła się regularna bitwa.
Sytuacja zaczęła się pogarszać. Napastnicy – bojownicy Armii Mahdiego kierowanej przez Muktadę as-Sadra otrzymali wsparcie. Teraz kilkudziesięciu Szkotów walczyło z ponad 150 islamskimi fanatykami. Land Rovery stanęły w ogniu, a na domiar złego nad głowami Brytyjczyków zaczęły latać pociski z RPG. Ponownie wezwali wsparcie przez radio.
Z bazy Camp Condor w Al Amara wyjechały cztery transportery opancerzone Warrior z piechurami Princess of Wales Royal Regiment. Przygwożdżeni ogniem granatników nie zdołali jednak dotrzeć do Szkotów.
Walka przeciągała się i trwała już drugą godzinę. Szkoci zaczynali liczyć każdy nabój. Ogień ze strony fanatyków nie cichł ani na chwilę.
Co robić?
Amunicja wyczerpie się za kilkanaście minut, wycofać się nie ma gdzie. A więc pozostaje atakować!
– Bagnet na broń! – krzyknął major Griffiths do swoich ludzi. Ci spojrzeli na siebie z niedowierzaniem. Szarża na bagnety w takiej sytuacji? To może lepiej od razu strzelić sobie w łeb?
Z rozkazem się jednak nie dyskutuje. Szkoci osadzili bagnety na tłumikach płomieni, którymi zakończone były lufy ich L85 i na sygnał majora rzucili się z wrzaskiem naprzód. Od pozycji mahdystów dzieliło ich około 100 metrów. W połowie dystansu padli na ziemię, oddali po kilka strzałów, po czym ponownie poderwali się do biegu.
W ślady oddziału majora Griffithsa poszli Szkoci, którzy przybyli im z pomocą i Anglicy z Princess of Wales Royal Regiment. W kierunku pozycji mahdystów biegło teraz z wrzaskiem kilkudziesięciu Brytyjczyków.
Kiedy dopadli ich prowizorycznych okopów zaczęła się rzeź. Brytyjczycy, którym w tym momencie zamiast krwi płynęła w żyłach adrenalina dźgali islamistów bagnetami i rozbijali im głowy kolbami. W kilku miejscach doszło do klasycznej walki wręcz, w której islamiści nie mieli większych szans.
Walka trwała kilka minut. Brytyjczycy zabili ponad trzydziestu wrogów, reszta po prostu uciekła. Szarża na bagnety, podobnie jak w poprzednich wiekach, okazała się być potężną bronią psychologiczną.
Straty brytyjskie były zadziwiająco niskie – zaledwie dwóch lekko rannych.
Walka na bagnety nadal stanowi element programu szkolenia brytyjskiego żołnierza. Fot. Sipsey Street Irregulars
Kiedy ustały już jęki rannych i wrzaski, którymi żołnierze dodawali sobie animuszu Brytyjczycy rozejrzeli się po pobojowisku. W prowizorycznych okopach i w piachu pustyni leżało ponad trzydzieści ciał bojowników Armii Mahdiego pokłutych bagnetami lub z rozwalonymi czaszkami. Kilka ciał unosiło się na powierzchni przepływającej obok rzeczki. Brytyjczycy z wolna dochodzili do siebie…
Była to pierwsza szarża na bagnety w wykonaniu brytyjskich żołnierzy od 22 lat, czyli od chwili, gdy na stokach Mount Tumbledown na Falklandach Szkoci z 2. Batalionu Scots Guard zakłuli bagnetami kilkudziesięciu Argentyńczyków.
Zwycięstwo pod Al Amara (nazwane później Bitwą o Danny Boy od nazwy pobliskiego checkpointu) było tak jednostronne i tak niespodziewane, że sami uczestnicy starcia nie wierzyli własnym oczom. Ruszając do szarży byli przekonani, że idą na pewną śmierć, a okazało się, że rozbili wroga bez najmniejszych problemów.
Istnieje jednak całkiem logiczne wytłumaczenie takiej sytuacji.
Przede wszystkim islamiści sami ukręcili bat na własne tyłki. Ich propaganda regularnie przedstawiała żołnierzy wojsk koalicji jako tchórzy, którzy unikają konfrontacji, jak tylko mogą. W tym przeświadczeniu utwierdzał ich widok konwojów, które wpadłszy w zasadzkę dodawały gazu, by jak najszybciej znaleźć się poza strefą śmierci. A tu nagle niespodzianka!
Kolejna sprawa to dyscyplina. Brytyjscy żołnierze to zawodowcy, którzy poderwali się do ataku jak jeden mąż. A widok spoconych, czerwonych na twarzach szkockich górali biegnących z wrzaskiem w stronę islamskich pozycji musiał być porażający. Armia Mahdiego to zaś organizacja paramilitarna, zbieranina wszelkiej maści obwiesi, którym mułłowie namieszali w głowach. Ich zdyscyplinowanie było mizerne i nic dziwnego, że wzięli nogi za pas.
No i wreszcie kwestia wyszkolenia. W armii brytyjskiej po dziś dzień szkoli się żołnierzy w walce na bagnety, no i oczywiście w walce wręcz. U islamistów zaś szkolenie ideologiczne zastąpiło szkolenie wojskowe.
Na dodatek traktują oni często ataki na konwoje jako trening świeżo zrekrutowanych bojowników. Zagrożenie podczas takiego ataku jest niewielkie. Zaczaić się, odpalić „ajdika”, puścić kilka serii w kierunku żołnierzy koalicji, a na koniec wycofać się – żadna filozofia. Młodzi bojownicy mają w ten sposób okazję użycia broni w realnej walce z minimalnym zagrożeniem dla własnego bezpieczeństwa. W większości przypadków.
Nieco ponad miesiąc wcześniej przed opisywanymi wydarzeniami bojownicy Armii Mahdiego starli się w Karbali z polskimi i bułgarskimi żołnierzami w Bitwie o City Hall. I dostali podobne baty. Podczas trzydniowej bitwy zginęło ponad 80 islamistów, a jeden z Bułgarów został niegroźnie ranny.
Przeczytaj także:
Gurkha i trzydziestu rozbójników
Bitwa o Takur Ghar
Źródło:
Geoffrey Ingersoll, A Bayonet Charge Saved A Whole Lot of Lives During The Iraq War, http://www.businessinsider.com, Dostęp 13.01.2013.
Tom Newton Dunn, Army’s fearless five, The Sun, 3.08.2007.
Caroline Wyatt, UK combat operations end in Iraq, BBC News, 28.04.2009.
Mickey Kaus, Worthwile Scottish bayonet charge, http://dailycaller.com, Dostęp 13.01.2013.
Keith McLeod, Michael Christie, Scottish Bayonet Charge in Iraq, http://www.leatherneck.com, Dostęp 13.01.2013.
British bayonet charge in Basra, http://www.liveleak.com, Dostęp 13.01.2013.
Michael Smith, I bayoneted people. It was me or them., The Telegraph, 18.03.2005.
działzagraniczny.pl Gérard nie przyjedzie
11/01/2013 By Dział Zagraniczny Leave a Comment
Francja się kurczy. Nagły coming out obywateli, którzy z chęcią zamieniliby miejscowy paszport na zagraniczny, szczególnie belgijski, szwajcarski, lub rosyjski, to dla Pałacu Elizejskiego prawdziwy ból głowy. W rzeczywistości jednak władze powinny być wdzięczne Gérardowi Depardieu, który nagle odkrył modny krój kozackich koszul, bo obecny kryzys pozwoli im się lepiej przygotować na przyszły rok, kiedy rozwód z Paryżem może niespodziewanie wziąć aż ćwierć miliona osób.
Nowa Kaledonia będzie głosować nad niepodległością. Z nadzieją, że nie dojdzie znowu do rozlewu krwi.
FLNKSMoże teraz aktor załatwi wsparcie wielkiej rosyjskiej demokracji dla kolegów walczących ze wstrętną francuską dyktaturą (Fot. Marc Koninckx/L’Ordre et la Morale)
W tłumie jest może kilkadziesiąt osób. Większość w głęboko naciągniętych kapturach, albo z chustami na twarzach, ale po rysach można dostrzec, że są dość młodzi i wywodzą się z tutejszej rdzennej ludności. Demonstranci skandują kilka haseł, najczęściej “Kanaky 2014!” – to połączenie nazwy, jaką miejscowi separatyści określają Nową Kaledonię i daty, kiedy najprawdopodobniej odbędzie się referendum niepodległościowe. Obiecane im przez Paryż po rebelii, która okazała się blamażem europejskich wojskowych.
Francuzi skolonizowali tutejsze wyspy w 1853 r. i wzorem Anglików zamienili swoje posiadłości w taką samą kolonię karną, jak położona 1400 km na zachód Australia. Do końca XIX w. trafiło tu kilkadziesiąt tysięcy skazańców, w tym wielu więźniów politycznych. Przywieźli ze sobą choroby zakaźne, które zdziesiątkowały miejscową ludność, a dzieła dopełnili całkowicie bezkarni w tych stronach handlarze niewolników – na początku XX w. Nową Kaledonię zamieszkiwało trzykrotnie mniej rdzennych mieszkańców, niż przed przybyciem Europejczyków. Niedobitków zamknięto w rezerwatach. Gdy w latach 60. odkryto, że znajduje się tu 25 proc. światowych zasobów niklu, wyspy – wówczas już o statusie francuskiego terytorium zamorskiego – zalała nowa fala imigrantów. Melanezyjczycy stali się mniejszością we własnym kraju. Emocje zaczęły się gotować, aż w końcu wykipiały w 1988 r.
Kilkudziesięciu separatystów z Socjalistycznego Frontu Wyzwolenia Narodowego Kanaków (Front de Libération Nationale Kanak et Socialiste, FLNKS) wzięło 27 europejskich zakładników i zażądało natychmiastowej niepodległości dla Nowej Kaledonii. Paryż odpowiedział, wysyłając na miejsce elitarny oddział komandosów. Akcja okazała się klapą. Żołnierze zgubili się w lesie i rozpoczęli natarcie z innych pozycji, niż było to ustalone, wsparcie lotnicze nadeszło zbyt późno, a zaalarmowani rebelianci zaczęli strzelać. Francuzi odpowiedzieli miotaczami ognia. Chociaż w ogólnym zamieszaniu zakładnikom udało się uciec, to w akcji zginęło dwóch komandosów, a ich koledzy krwawo zemścili się na porywaczach: jak wykazało późniejsze śledztwo, większość z 19 ofiar po ich stronie została zlikwidowana w stylu przypominającym egzekucje, a ich przywódcy specjalnie pozwolono wykrwawić się na śmierć. Dwa lata temu Mathieu Kassovitz, reżyser kultowego “La Haine”, nakręcił o tych wydarzeniach świetnie przyjęty przez krytykę film “L’Ordre et la Morale”:
Po tym kryzysie postanowiono, że między 2014 a 2018 rokiem Nowa Kaledonia będzie mogła zdecydować czy chce niepodległości. Separatyści urządzają więc demonstracje i prowadzą kampanię u podstaw, żeby przekonać wyborców do rozwodu z Paryżem. Jeżeli chodzi o Melanezyjczyków, to nie muszą się nawet specjalnie wysilać, żeby znaleźć argumenty.
Tylko 3 proc. wszystkich pracujących Kanaków zajmuje kierownicze stanowiska. Nie ma wśród nich inżynierów, prawników ani lekarzy, a z 300 zarejestrowanych położnych ledwie 6 wywodzi się z rdzennej ludności. Liceum kończy co dziesiąty Melanezyjczyk. Przodują za to w innych statystykach: w miejscowym więzieniu Camp-Est, gdzie 450 mężczyzn tłoczy się na przestrzeni przeznaczonej dla 200, prawie wszyscy osadzeni to Melanezyjczycy. 85 proc. z nich nie skończyło jeszcze trzydziestki. Młodzi Kanakowie borykają się z alkoholizmem i uzależnieniem od narkotyków, popełniają samobójstwa kilkakrotnie częściej, niż ich biali rówieśnicy.
Według raportu Rady Praw Człowieka ONZ sprzed dwóch lat, Melanezyjczycy mają najgorsze warunki lokalowe spośród wszystkich obywateli Nowej Kaledonii. W Numei, stolicy terytorium, 8 tys. z nich zamieszkuje w slumsach bez dostępu do elektryczności i bieżącej wody. Zatoka Tindu, w której tradycyjnie polowali na ryby i kraby, jest silnie zanieczyszczona przez pobliską hutę niklu, której toksyny zatruwają w dodatku dzielnicę Kanaków. Długość życia jest krótsza, niż u białych, a liczba zachorowań na raka wyższa. Wysłannik ONZ uważa, że rdzenni mieszkańcy są na Nowej Kaledonii poddawani ukrytej, ale konsekwentnej dyskryminacji.
Mimo poczucia krzywdy i wściekłości na Paryż, francuskie terytorium zamorskie najprawdopodobniej nie pójdzie własną drogą. Kanakowie stanowią niewiele ponad 40 proc. całej populacji, a przytłaczająca większość z nich zamieszkuje słabo rozwinięte Wyspy Lojalności i Prowincję Północną, gdzie wyegzekwowanie wyborczej karności będzie dla separatystów logistycznym wyzwaniem. Bogata i najgęściej zaludniona Prowincja Południowa, gdzie udział w wyborach jest zawsze wyraźnie wyższy, jest zdominowana przez zwolenników pozostawienia statusu quo. W poprzednim referendum niepodległościowym za pozostaniem przy Francji głosowało ponad 90 proc. z nich.
Dla zła wiadomość dla Gérarda Depardieu. Nouméa ma o wiele przyjaźniejszy emerytom klimat, niż Nowosybirsk.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
Koktajl dla celebrytki
14/01/2013 By Dział Zagraniczny 1 Comment
Trudno powiedzieć, czy Mariam al-Khawaja się poszczęściło, czy nie. Wpuszczono ją z powrotem do własnej ojczyzny, a nawet wydano dwutygodniową wizę, więc częściowo osiągnęła zakładany cel. Ale od piątku kobieta nie ma dostępu do żadnych środków komunikacji, jej popularne konto na Twitterze tymczasowo przejęli znajomi i nie wiadomo, czy przed planowanym wyjazdem znana aktywistka nie trafi do więzienia. Siedzą w nim już jej poprzednicy na stanowisku przewodniczącego związanej z Human Rights Watch organizacji Bahrańskie Centrum Praw Człowieka, w tym jej własny ojciec.
Podczas gdy oczy świata zwrócone są na Syrię, Arabska Wiosna wciąż trwa też na tym niewielkim archipelagu w Zatoce Perskiej, gdzie władza rozprawia się z opozycją przy milczącej akceptacji państw Zachodu.
Bahrajn protestO tym Kim Kardashian jakoś nie tweetowała (Fot. Al Jazeera English/Flickr)
Nietrudno zrozumieć, dlaczego Bahrajn nie przyciąga tyle uwagi, co sąsiednie kraje. Nie ma tu tylu pieniędzy, ani nawet ropy – pod względem jej wydobycia na świecie, archipelag plasuje się dopiero pod koniec czwartej dziesiątki. Na terytorium wielkości Nowego Jorku mieszka mniej ludzi, niż w Warszawie. Turyści odwiedzają to miejsce o wiele rzadziej, niż Egipt i Tunezję. Jego władca nigdy nie epatował taką ekstrawagancją, co kiedyś Muammar Kaddafi. Nie toczy się tu krwawa wojna domowa, jak w Syrii.
Może dlatego światowym markom tak łatwo przychodzi angażować się tu w akcje promocyjne, na jakie nie zdecydowaliby się w innych krajach regionu. W kwietniu, mimo licznych głosów protestu, w Manamie odbył się wyścig Formuły 1, a we wrześniu McDonalds namawiał w kampanii reklamowej do wyłączania komputerów i spędzania czasu z rodziną w piątki, tradycyjne dni protestu. W zeszłym miesiącu amerykańska celebrytka Kim Kardashian odwiedziła królestwo, żeby promować swoją sieć barów z koktajlami mlecznymi. Internet szybko obiegł żart, że w Manamie będzie można kupić taki o smaku gazu łzawiącego.
To w jego oparach od dwóch lat wciąż duszą się mieszkańcy miasta. Demonstranci domagający się liberalizacji konstytucji i większej demokratyzacji państwa wyszli po raz pierwszy na ulice 14 lutego 2011 r. na fali Arabskiej Wiosny. Już trzy dni później siły porządkowe zmiotły namiotowe miasteczko silą, zabijając na miejscu 4 osoby i poważnie raniąc ponad 300 innych. Do dziś starcia pochłonęły już 60 ofiar śmiertelnych. Organizatorów protestów oskarżono o “stworzenie organizacji terrorystycznej i dążenie do obalenia legalnego systemu władzy” – w zeszły poniedziałek Sąd Najwyższy podtrzymał wyroki dożywocia dla 8 z nich i kilkuletnie kary więzienia dla pozostałych 17. Niektórzy zostali skazani zaocznie, bo albo uciekli z kraju, albo się ukrywają. Kilkudziesięciu innym osobom w listopadzie odebrano obywatelstwo za “stwarzanie zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego”. Zgromadzenia publiczne zostały zdelegalizowane, a otwarcie krytyczni internauci aresztowani. Opozycja oskarża władze o stosowanie tortur w więzieniach.
Napięta sytuacja w Bahrajnie ma religijne tło. Połowa mieszkańców nie ma nawet obywatelstwa, to zarobkowi imigranci z Pakistanu i Bangladeszu. Ale miejscowa ludność to w przeważającej większości szyici, podczas gdy rodzina królewska i faworyzowana przez nią grupa to sunnici. Elita zgarnia większość zysków i bawi się na prywatnych wyspach, gdzie do dyspozycji mają zarezerwowane tylko dla siebie pola golfowe, a tymczasem w gęsto zabudowanych i dusznych dzielnicach tłoczy się cała reszta, z którą władza nie chce się dzielić przywilejami. Szyici od lat coraz głośniej wyrażają swoje niezadowolenie, ale jeszcze do niedawna mieli nadzieje, że nowe czasy okażą się dla nich pomyślniejsze. W 1999 r. na tron wstąpił król Hamad, postrzegany jako umiarkowany reformista. Wypuścił dotychczasowych więźniów politycznych, zniósł obowiązujący od ćwierć wieku stan wyjątkowy i przeprowadził wybory do samorządów. Władca łaskawie pozwalał na częściowy udział w nowym rozdaniu także szyitom – ich ugrupowanie polityczne Al Wefaq wprowadziło kilkunastu posłów do parlamentu niecały rok przed wybuchem Arabskiej Wiosny.
Taki rozwój wydarzeń jest jednak zupełnie nie w smak Wielkiemu Bratu. Sąsiadująca z Bahrajnem Prowincja Wschodnia to niemal w całości zdominowana przez szyitów część Arabii Saudyjskiej. Rządząca nią monarchia doszła do władzy przy wsparciu wahabitów, radykalnych islamistów, którzy uważają szyitów za heretyków. Rijad dyskryminuje swoją mniejszość znacznie boleśniej, niż Manama, ale równocześnie o wiele bardziej boi się jej reakcji. Po pierwsze dlatego, że Prowincja Wschodnia leży na bogatych złożach ropy i jej destabilizacja oznaczałaby dla Saudów problemy finansowe. A po drugie, bo szyitów jest w kraju ponad 3,5 mln, a przy wsparciu wrogiego Arabii Iranu mogliby stanowić realne zagrożenie dla ciągłości tutejszej rodziny królewskiej. Rijad, obawiając się, że wydarzenia u mniejszego sąsiada mogłyby stać się iskrą, która zapoczątkuje pożar na jego terytorium, zareagował gwałtownie – miesiąc po pierwszych wystąpieniach w Manamie, wysłał na miejsce 5 tys. żołnierzy, czołgi i helikoptery. W Bahrajnie o rozwoju sytuacji de facto decydują więc Saudowie.
Tutejsza opozycja nie ma też co liczyć na wsparcie Zachodu. Archipelag, choć malutki, ma strategiczne znaczenie: stacjonuje tu amerykańska Piąta Flota, a w obliczu rozwijającego swój program nuklearny Teheranu i groźby zaatakowania Iranu przez Izrael, Waszyngton woli przymykać oko na drastyczne przykręcanie śruby przez monarchię i korzystać z jej gościnności, która zapewnia mu możliwość natychmiastowej reakcji na wydarzenia w Zatoce Perskiej. Co prawda w listopadzie Departament Stanu wydał długie oświadczenie potępiające prześladowania opozycji i ostrzegające, że może to doprowadzić do całkowitego rozpadu kraju, ale na tym aktywność Białego Domu raczej się skończy.
Tymczasem władze Bahrajnu robią co mogą, żeby przypadkowe osoby nie dowiedziały się o niepokojach w kraju. Od wybuchu protestów, z budżetu wydano już miliony dolarów na pozytywny PR zagranicą – zadania wybielania wizerunku monarchii podjęli się między innymi David Cracknell, były redaktor polityczny brytyjskiego “The Sunday Times” i Joe Trippi, który podczas prezydenckich prawyborów w amerykańskiej Partii Demokratycznej w 2004 r. odpowiadał za kampanię Howarda Deana, pioniera w wykorzystywaniu internetu do zdobywania funduszy i punktów poparcia. To między innymi za ich sprawą, każdy poważniejszy dziennikarz i bloger zajmujący się Bahrajnem, pod tekstami o zwalczaniu opozycji w królestwie znajduje górę pisanych według określonego szablonu krytycznych komentarzy.
I tak, tweety Mariam al-Khawaja z trudem przebijają się poza grono specjalistów. Wiadomość Kim Kardashian – z dumą szerowaną przez bahrańskiego ministra spraw zagranicznych – o treści “OMG can I move here please?” zobaczyło 17 mln osób.
No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.
też potwierdzam, że xxxx (mderator – na Telix nie krytykujemy konkurencji – zawsze o to Proszę) w nowej odsłonie to nie da się patrzeć, tak spieprzyć transformację to dawno nie widziałem, ale tutaj to musicie panowie poprawić artykuły bo za krótkie
Zrobił się nam trochę OT, ale co tam i ja dorzucę swoje dwa grosze do dyskusji na temat konkurencyjnego portalu.
Mianowicie na telix.pl trafiłem ho ho dobre kilka lat temu. Nie zabieram głosu w dyskusjach a jeżeli już to bardzo sporadycznie (ot choćby jak ma to miejsce obecnie), ale jestem wiernym (codziennym) czytelnikiem telix.pl. Dlaczego? A m. in. z powodu konkurencji i „papki informacyjnej” jaką serwowała. O komentarzach pod artykułami/informacjami nawet się nie będę rozpisywał – przedszkole rozwydrzonych bachorów to pierwsza myśl jaka w większości przypadków przychodziła mi na myśl czytają „twórczość” niektórych czytelników. A tutaj na telix.pl zupełnie inna bajka, duża kultura i co najważniejsze przyjaźnie nastawiony do swoich użytkowników Kan, który nie stroi się na nadczłowieka ale jak wielokrotnie udowodnił jest równym partnerem w dyskusji i za to mu chwała.
Telix.pl życzę jak najlepiej – szczególnie większej ilości odsłon i jeszcze większej ilości informacji, ale nie wrzucanych na serwis dla samego ich wrzucania (ot taka sztuka dla sztuki) jak ma to miejsce u innych. Trzymać poziom, który od dłuższego czasu jest wyznacznikiem tego serwisu, nie skopać go różnymi pierdółkami jak zrobiła to konkurencja i będzie cacy. Takich weteranów jak jak na pewno wtedy się nie pozbędziecie 🙂
Pozdrawiam raz jeszcze i sukcesów życzę szczerze i od serca dla całej ekipy tworzącej telix.pl
[quote]Ja pierdziele, Interia 2 się zrobiła :lol [/quote]
żebyś tego nie powiedział w złą godzinę, bo szkoda by było aby taki serwis wyewoluował do jakiegoś dyskusyjnego rynsztoku…
Jak już chwalimy to i ja powiem 2 słowa. Tutaj, w porównaniu do tego drugiego portalu, jest przyjacielska atmosfera, mam wrażenie, że każdy się zna, a ludzie są grzeczniejsi i bardziej uprzejmi. Tam zbyt często są pyskówki i żale dzieci z piaskownicy, choć nie powiem, sam się nieraz dam wciągnąć:lol. Oba odwiedzałem równie często, ale od dziś, po tych światełkach które, za przeproszeniem „jeb nęły:lol” mi po oczach, jesteście moim faworytem.
No stary, ty jako ostatni powinieneś coś na temat żali dzieci z piaskownicy tutaj wypisywać. Twoje uprawnienia do tego wygasły.
Czasami mnie ponosi. Ale to chyba zależy od towarzystwa, bo tutaj jestem kulturalny i mogę się odstresować. A tam mogę się wyładować 😀
A co do żali, raczej nie wjeżdżam na ludzi, chyba, że zasłużą, raczej staram się odnosić do tematu. Ale jak ktoś zasłuży, a Play olewa klientów, to niektórzy mogą się chyba zdenerwować? Jak chcesz pogadać, to chodź na ten drugi portal, nie zaniżajmy poziomu tutaj.
Nie mogę z tobą gadać. Dostałem priva by cię omijać z daleka. Nie wiem dlaczego ale tak pisali.
Pierwszy raz na telixie od 2 lat, zmusiła mnie sytuacja nowej strony, ale naprawdę tu jest czysto, przejrzyście. Kto wie czy nie staniecie się przypadkowym bohaterem.
Niop… po zmianach na „drugim portalu” , wróżę TELIX zdobycie koszulki lidera 🙂 .. proszę was tylko – nic nie zmieniajcie i nie naprawiajcie… jest dobrze, żadnych kafelków i zupełnie zbędnych wodotrysków, w odróżnieniu do „drugiego portalu”.
Nie przesadzaj, jest jeszcze My mobile – kapitalny serwis 🙂 [url]http://www.my-mobile.com.pl/ [/url]
Pewnie takich portali jest więcej, ale telix jest najlepszy 😉 Z Plusa zeszliśmy na zachwalanie serwisu, he.
No cóż, teraz tylko Telix ostanie jako ten lekki, przejrzysty i szybko wczytujący się portal… Dziękujemy panie Kan za wytrwałość i cierpliwość w pracy, jak i do użytkowników 🙂
Moje marzenie! 😉
[quote]Nie przesadzaj, jest jeszcze My mobile – kapitalny serwis 🙂 [url]http://www.my-mobile.com.pl/ [/url] [/quote]
i jeszcze http://gsmonline.pl/portal/news/
Chłopaki, bez reklamy. Albo znajdźcie sobie miejsce na forum. Ekipa z Telix robi świetną robotę, a więc nie musicie tu promować konkurencji.
Poza tym o wiele bardziej podoba mi się telix niż te „pozostałe” portale. Prosto i wszystko jest przejrzyście. Wszystko jest na swoim miejscu i łatwo znaleźć.
Dlaczego nie możesz napisać tego co chcesz w jednym poście, natomiast odpowiadasz sobie na post ;D
Bardzo nam miło, za te wszystkie pozytywne komentarze, dopingują nas one do dalszej pracy. Mamy tylko prośbę, aby nie krytykować na Telix konkurencyjnych portali – przynajmniej nie wymieniać nazwy. My szanujemy kolegów i wiemy ile wymaga pracy prowadzenie portalu telekomunikacyjnego. Nas oczywiście można krytykować – byle nie za mocno 🙂 wszelkie takie uwagi bierzemy sobie do serca i staramy się poprawiać, chociaż nie zawsze się to udaje. Dziękujemy. Andrzej
JEST ŚLICZNA <3