Najwyższa Izba Kontroli (NIK) postanowiła sprawdzić, jak państwo chroni obywateli przed wpływem promieniowania elektromagnetycznego pochodzącego od urządzeń telefonii komórkowej.

Szybki postęp technologiczny sprawia, że ludzie w coraz większym stopniu narażeni są na działanie promieniowania elektromagnetycznego. Wobec wątpliwości dotyczących jego wpływu na zdrowie szczególnie ważna stała się kontrola przestrzegania przez operatorów sieci komórkowych oraz producentów urządzeń mobilnych dopuszczalnych norm emisyjnych. Czy państwo wywiązuje się z tego zadania? NIK właśnie to sprawdza i zaprasza do debaty zewnętrznych ekspertów.

Od kilkunastu lat trwa w Polsce dynamiczny rozwój rynku telefonii komórkowej. Wzrasta zarówno intensywność korzystania z połączeń głosowych, jak również internetu mobilnego. W konsekwencji pojawia się coraz więcej tzw. stacji bazowych (SBTK – stacja bazowa telefonii komórkowej), które wytwarzają pole elektromagnetyczne (PEM). Towarzyszą temu obawy osób zamieszkujących w sąsiedztwie nadajników o wpływ promieniowania na zdrowie ludzi. Czy możemy już mówić o występowaniu w Polsce zjawiska smogu elektromagnetycznego?

Zarówno obawy rosnącej liczby obywateli, jak i nieprawidłowości zidentyfikowane w poprzedniej kontroli NIK – dotyczącej powstawania i funkcjonowania SBTK – sprawiły, że Izba postanowiła sprawdzić, jak państwo chroni obywateli przed wpływem promieniowania elektromagnetycznego pochodzącego od urządzeń telefonii komórkowej. Kontrolerzy oceniają, czy w Polsce działa system skutecznego nadzoru nad dotrzymywaniem odpowiednich poziomów PEM.

Kontroli towarzyszył zorganizowany przez NIK panel ekspertów. Wzięli w nim udział m.in. przedstawiciele trzech ministerstw (zdrowia, cyfryzacji i środowiska), naukowcy, lekarze oraz przedstawiciele zarówno operatorów telefonii komórkowej, jak i tzw. strony społecznej.

Debata koncentrowała się wokół trzech głównych zagadnień:

  1. Czy stosowana w naszym kraju metodyka pomiarów PEM w otoczeniu SBTK jest skuteczna?
  2. Jak działa system nadzoru nad dotrzymywaniem odpowiednich poziomów PEM?
  3. Czy państwo popularyzuje temat ryzyka związanego z PEM?

Przedstawiciele strony społecznej wyrażali ogromne wątpliwości wobec praktyki lokalizowania stacji bazowych. Krytykowali m.in. obowiązujące przepisy, które z jednej strony dopuszczają postawienie stacji bez rzetelnej oceny oddziaływania na środowisko, a z drugiej strony uniemożliwiają późniejsze prowadzenie rzetelnych pomiarów PEM. Podkreślali przy tym, że promieniowanie elektromagnetyczne może nieść ze sobą nieznane nam jeszcze zagrożenia i postulowali przeprowadzenie szerokich badań epidemiologicznych. Do czasu ich zakończenia strona społeczna domaga się stosowania zasady ostrożnościowej, ograniczającej niekontrolowany rozwój technologii generujących PEM.

Cześć z obecnych podczas debaty lekarzy postulowała objęcie monitoringiem wszystkich stacji bazowych i stworzenie w dłuższej perspektywie mapy zagrożeń dla pacjentów. Działałaby ona na wzór monitoringu, jaki zastosowano w przypadku smogu. Do niedawna w Polsce tym zjawiskiem także nikt się nie przejmował – obecnie coraz więcej ludzi jest świadomych zagrożenia i korzysta z monitoringu pyłowego.

Nad stworzeniem analogicznego monitoringu PEM zastanawia się obecnie Kraków. Miasto w trosce o mieszkańców chce opracować system prewencji. Zakupiono na początek trzy urządzenia pomiarowe. Pojawił się jednak problem – operatorzy nie przekazują udokumentowanych danych wejściowych potrzebnych do symulacji rozkładu pól elektromagnetycznych. A bez nich skuteczny pomiar PEM nie jest możliwy.

Czy wobec tego nie należałoby zmienić metodyki pomiarów? Według specjalistów ze środowisk akademickich nie ma takiej potrzeby, bo jest ona dobra i sprawdzona. Ich zdaniem przepisy zapewniają prawidłowe badania, a kontrola pól jest w Polsce dobrze rozwinięta. Co z niej wynika? Pomiar szerokopasmowy, pokazujący wpływ PEM na zdrowie ludzi, nie wykazuje przekroczenia norm. Zdarza się, że niewielkie przekroczenia wykazują pomiary selektywne, mierzące maksymalne estymowane natężenia wokół stacji. Trzeba jednak zaznaczyć, że polskie normy należą do jednych z najbardziej restrykcyjnych na świecie.

Problemem dotyczącym pomiarów PEM może być to, że przepisy dostosowane są do pojedynczych instalacji i nie uwzględniają przypadków, kiedy pola kilku stacji bazowych nakładają się na siebie. Dlatego zdaniem części specjalistów warto skorygować rozporządzenie, by nie badać wyłącznie konkretnej stacji bazowej, ale całe środowisko w obrębie jej oddziaływania.

W debacie wzięli także udział przedstawiciele operatorów telefonii komórkowej. Ci przekonywali, że przestrzegają wszelkich norm dotyczących wartości pól elektromagnetycznych w otoczeniu człowieka i w efekcie są one poniżej kryteriów ustalonych w przepisach. Postulowali także uporządkowanie prawa, które jest  według nich nieprzejrzyste, skomplikowane i źle stosowane. Przykład? Obecnie do ochrony środowiska w przypadku stacji bazowych używa się przepisów prawa budowlanego – w konsekwencji dołożenie do niej małego urządzenia wymaga od operatora pozwolenia na budowę.

Zarówno eksperci sympatyzujący z zaniepokojonymi mieszkańcami, jak i ci, którzy zachowywali wobec informacji o elektromagnetycznym smogu dystans, byli zgodni w jednym: obecnie nie mamy pewnej i rozstrzygającej wiedzy, jaki wpływ na zdrowie ludzi ma promieniowanie elektromagnetyczne. W tej sytuacji ochrona coraz częściej upominających się o swoje prawa obywateli przy jednoczesnym utrzymaniu tempa rozwoju technologicznego może być sporym wyzwaniem. Przygotowywany przez NIK raport pn. Działania organów administracji publicznej w zakresie  ochrony przed promieniowaniem elektromagnetycznym pochodzącym od urządzeń telefonii komórkowej rzuci wkrótce światło na to, jak państwo radzi sobie z tym zadaniem.

źródło: NIK