Kto ma rację? Zwolennicy wyłączania każdej niepracującej ładowarki z kontaktu twierdzący, że to oszczędność i ekologia? A może ci, którzy twierdzą, że niepracująca ładowarka wcale nie pobiera daremnie prądu i nie ma się czym przejmować? Lenovo próbuje rozstrzygnąć to raz na zawsze!


Wielu z nas pewnie zauważyło, że pozostawiona w kontakcie ładowarka potrafi się nagrzać. Stąd właśnie wzięły się pytania o pobór energii oraz ryzyko skrócenia żywotności lub awarii urządzenia. W odpowiedzi wielu użytkowników chwyciło za mierniki, które solidarnie pokazywały pobór mocy równy 0 watów. No dobrze – powiedzieli sceptycznie nastawieni – ale dlaczego w takim razie ładowarka się nagrzewa? Przecież potrzebuje do tego energii i skądś ją bierze. Okazuje się, że prawda jest pośrodku.

Kiedy zmierzymy pobór mocy ładowarki telefonu komórkowego, większość popularnych mierników rzeczywiście pokaże 0 watów. Problem w tym, że mierniki te nie są wystarczająco czułe, by uchwycić pobór mocy o niewielkich wartościach. Pomiary z wykorzystaniem specjalistycznego sprzętu wykazały, że nieużywana ładowarka do telefonu jednak pobiera moc.

Zanim jednak zaczniecie tropić niepodłączone ładowarki we własnych domach, uspokajamy: zmierzone wartości wyniosły między 0,1 a 0,5 W i zależały głównie od modelu i wieku urządzenia.

Ile to kosztuje? Jeśli założymy, że ładowarka jest podłączona do gniazdka 24 godziny na dobę, to w ciągu miesiąca zużyje ona od 0,07 do 0,36 kWh. Jeśli przyjmiemy, że 1 kilowatogodzina kosztuje 55 groszy, to zapłacimy za prąd miesięcznie od 4 do 20 groszy więcej. Czyli całkiem niewiele.

Sceptycy powiedzą – no dobrze, ale przecież na ogół korzystamy z więcej niż jednej ładowarki! Jeśli podsumujemy zużycie generowane przez wszystkie, koszty mogą być zdecydowanie większe! To kazało nam zastanowić się, gdzie tkwi rzeczywisty problem prądożernych ładowarek i zasilaczy. Pomiary wykazały dwie kwestie.

Po pierwsze, urządzenia naładowane, ale nadal podłączone do ładowarki nadal pobierają prąd z sieci – ok. 2/3 tego, co podczas ładowania. W przypadku telefonów wartości te wyniosły 3,6 W podczas ładowania i 2,4 W przy urządzeniu naładowanym, ale nieodłączonym. A ilu z nas ładuje telefon w nocy lub korzysta z naładowanego, ale wciąż podłączonego do sieci laptopa?

Po drugie, prawdziwe straty energii i dodatkowe koszty są gdzie indziej. Główni sprawcy to podłączone do sieci nieużywane urządzenia w trybie stand-by. Telewizory, mikrofalówki, drukarki, sprzęt stereo… Zastanówmy się – ile urządzeń elektrycznych powszechnie występujących w naszych domach przez większość czasu stoi bezczynnie, czasami tylko wyświetlając aktualną godzinę. W rezultacie płacimy więcej za gotowość do pracy, niż za faktyczną pracę urządzenia.

Podsumowując – zamiast przejmować się rzekomą „prądożernością” ładowarek, zainwestujcie w listwy zasilające z wyłącznikami lub wyłącznikami czasowymi. Pozwolą one zaoszczędzić o wiele więcej i dodatkowo nie będzie to wymagało czujnego obserwowania gniazdek elektrycznych.

źródło: LenovoZone

Kan