W tym tygodniu przedstawiamy jedną z najbardziej przerażających gier jakie zostały wydane na Androida. Dead Space jest survival horrorem osadzonym w odległej przyszłości, który doczekał się swego wydania na platformę mobilną. Propozycja kierowana tylko do graczy o mocnych nerwach. Dlaczego? O tym postara się opowiedzieć poniższa recenzja.

W odróżnieniu od tytułu Max Payne wydanego przez Rockstar Games, mobilna wersja Dead Space jest zupełnie inną parą kaloszy, odmienną od oryginału o tej samej nazwie wydanej w 2008 roku na konsole i komputery osobiste. Elementem, który różni od siebie gry jest inne miejsce rozgrywanych wydarzeń: kolonia Tytan, usytuowana na jednym z księżyców Saturna, który został opanowany przez obcą formę życia.


Głównym bohaterem nie będzie inżynier Issac Clarke – znany z komputerowej wersji gry. Wcielimy się za to w postać sabotażysty o kryptonimie Vandal, którego oficjalnym zadaniem jest odcięcie zasilania uniemożliwiającego komunikację między poszczególnymi częściami stacji badawczej, osadzonej na kolonii Tytan. Tych, którzy choć trochę znają fabularne realia Dead Space nie zaskoczy fakt, że to co uda się dokonać Vandalowi w grze, będzie miało bezpośredni wpływ na Issaca Clarke’a w drugiej odsłonie tytułu przygotowanego na konsole i PC.


Jak to zwykle bywa w produkcjach tego typu, nasze z pozoru niewinne zadanie częściowego odcięcia zasilania stacji zamieni się w koszmar, w którym cały czas musimy walczyć o przetrwanie. Po zapoznaniu się z początkowymi scenami w grze potrzebowałem ponad dwóch miesięcy by przemóc nieprzyjemne uczucie lęku, za każdym razem gdy zagłębiałem się w klimat mobilnego wydania Dead Space. Wynika to zapewne z faktu, że nie miałem wcześniej styczności z gatunkiem gier tego typu. Paradoksalnie rzecz ujmując, kiedy już oswoiłem się z „zawartością” gry, nie mogłem się od niej oderwać, aż do momentu jej ukończenia.

Co przemawia za magnetyzmem tytułu? Przede wszystkim niepowtarzalny klimat gry, na który składa się fabuła, grafika, udźwiękowienie oraz intuicyjność sterowania postacią, choć do tego ostatniego przywykłem dopiero po pewnym czasie.


Powróćmy na chwilę do fabuły. Naszym przewodnikiem jest Unitolog – Tyler Radikov, który mając z nami łączność radiową nawiguje nas po poszczególnych pomieszczeniach wchodzących w skład stacji. To on instruuje w jaki sposób dokonać sabotażu i którędy zmierzać by natknąć się na jak najmniejszą liczbę nekromorfów – chodzących (przemienionych przez kosmiczną siłę Znaku) form ludzkich zwłok.

Zostaniemy również namierzeni przez Hansa Tiedemanna – dowódcę kolonii, który rozkazuje nam odwrócić cały bałagan jakiego dokonaliśmy przy odcinaniu części zasilania. Jak się później okaże zarówno jedna jak i druga postać mają wobec nas pewne plany a Vandal jest tylko częścią grubszej intrygi, jaką będziemy mieli okazję poznać w trakcie całej serii Dead Space.


Kolejnym elementem, który przyciąga jak magnes jest rewelacyjna oprawa graficzna tytułu. Pomieszczenia, główna postać jak i monstra jakie staną na naszej drodze są renderowane z zachowaniem dużej ilości szczegółów – widocznych zwłaszcza na telefonach wyposażonych z układ Nvidia Tegra 3 oraz grafikę GeForce. Co ciekawe EA Games mistrzowsko podszedł do optymalizacji tytułu na różne urządzenia z Androidem na pokładzie.


Dead Space powinien być kompatybilny z każdym telefonem wyposażonym nawet w jednordzeniowy Procesor 1GHz, 512MB RAM oraz układ graficzny Adreno 205. Bez względu na to czy korzystamy z Androida 2.3 Gingerbread czy też wersji 4.1 Jelly Bean. Dość powiedzieć, że według użytkowników gra działa płynnie na takich urządzeniach jak HTC Widfire S czy też Sony Ericsson LIVE with Walkman.

Czas na największy moim zdaniem smaczek gry – udźwiękowienie. Twórcy mobilnej wersji Dead Space osiągnęli w tym aspekcie mistrzostwo świata. Już w The Dark Knight Rises było wyśmienicie, tutaj jest jeszcze lepiej. Wszechobecny nastrój grozy, zwłaszcza w momentach zbliżania się do zagrożenia a także podczas samej walki sprawia, że tętno samo skacze do góry. Nawet śmiertelna cisza przerywana miarowym krokiem naszej postaci potrafi być przerażająca. Zalecenie by grać w tytuł ze słuchawkami na uszach – obowiązkowe!!!

Co do kwestii sterowania postacią jest to jeden z najbardziej zachwalanych aspektów gry. Lewa część ekranu jest odpowiedzialna za ruch postacią, prawa za ruch kamerą, celowanie oraz inne czynności w grze. Wszystko jest niby intuicyjne ale przyznam szczerze, że potrzebowałem trochę czasu by opanować każdy element przydatny podczas samej walki. Bez funkcji Help wyjaśniającej możliwości zarówno naszej postaci jak i broni dostępnych w grze się nie obejdzie.


Skoro już jesteśmy przy wątku z bronią znajdziemy jej 5 rodzajów. Każda z nich posiada 2 tryby strzału o odmiennych właściwościach, przydatnych podczas różnych sytuacji. Wystarczy, że przechylimy lekko telefon by zmienić rodzaj zniszczeń jakich jest w stanie dokonać dana broń. Na początku mamy do dyspozycji pistolet pulsacyjny pełniący rolę energetycznej piły gdy dojdzie do walki wręcz. Jest też tzw. rozpruwacz, służący górnikom do kruszenia twardych skał, wypuszczający piły tarczowe, pokryte diamentową powłoką. Jeden z trybów pozwala kontrolować lot ostrzy. Jest to moja ulubiona broń w całej grze.


Kolejnym cackiem jest bardzo przydatny pistolet linowy (o zupełnie innym działaniu niż jego nazwa). Jeden z trybów pozwala wypluwać z siebie energetyczne miny o dużej sile i szerokim polu rażenia. Następny w kolejności jest Core Extractor – broń ciężkiego kalibru. Idealna do walki z mocniejszym przeciwnikiem. Jedyny oręż jaki jesteśmy w stanie kupić samodzielnie to karabin pulsacyjny. Zanim do tego dojdzie to trochę pochodzimy sobie po stacji, ponieważ jego koszt to bagatela 200 tys. kredytów. Do reszty zabawek doprowadzi nas Tyler.

Kończąc wątek wypadałoby wspomnieć o module stazy i kinezy. Pierwszy z nich jest w stanie chwilowo „zamrozić” przeciwnika lub inny przedmiot nieożywiony np. uszkodzone, szybko zamykające i otwierające się drzwi. Kineza zaś służy do podnoszenia przedmiotów, których normalnie nie bylibyśmy w stanie podnieść i cisnąć nimi w nadchodzącego przeciwnika. Każdą z broni opisanych w poprzednim akapicie da się również ulepszać za pomocą tzw. węzłów mocy (power nodes), które możemy wydać w mobilnych warsztatach rozsianych po całej stacji.


To samo możemy zrobić z naszym kombinezonem (RIG) zwiększając szybkość poziomu regeneracji punktów zdrowia czy też ilości tlenu niezbędnego do poruszania się na zewnątrz stacji. Gra zmusza do myślenia i racjonalnego gospodarowania tym, co mamy akurat pod ręką. Każdy z przeciwników ma jakiś słaby punkt, co pozwoli nam oszczędzić cenną „amunicję” na dalsze etapy gry, a im dalej w las tym mroczniejsze panują klimaty. Po pewnym czasie nietrudno wywnioskować, że powoli lecz nieuchronnie zbliżamy się wprost do paszczy lwa.


Jeśli ktoś wystarczająco wsiąknie w klimat tytułu, chcąc poznać całą fabułę serii Dead Space to odsyłam do filmu przedstawiającego wydarzenia sprzed tych jakie dzieją się na planeto-łamaczu USG Ishimura (1 cześć Dead Space) oraz różnych częściach kolonii Tytan osadzonej w pobliżu Saturna (mobilna wersja i 2 część Dead Space). Całość znana jako Dead Space Downfall dostępna jest pod tym adresem.


Podsumowując, mobilne wydanie Dead Space jest tytułem, któremu nie sposób odmówić klimatu jak i tzw. grywalności. EA Games wykonało kawał dobrej roboty i pisząc to mam na myśli nie tylko samo przygotowanie gry ale, sądząc po wpisach na Google Play świetną optymalizację pod różne, nawet te słabsze urządzenia. Kolejne brawa należą się za to, że mobilna wersja nie powtarza historii znanej z pierwszej części gry ale zupełnie inną, powiązaną częściowo z drugą odsłoną serii Dead Space.

Cena produkcji nie jest mała ponieważ wynosi aż 27zł jednak po ukończeniu rozgrywki stwierdzam, że tytuł wart jest każdej wydanej złotówki. Grać tylko wieczorem, koniecznie w słuchawkach na uszach! Dla fanów gier grozy absolutny must have. Zdecydowanie polecam!

Kamil Kawczyński