Popularność smartfonów wciąż wzrasta, a wraz z nią pojawia się coraz więcej wirusów, zagrażających używanym przez nie systemom operacyjnym. Program antywirusowy w telefonie to już nie nowość, ale coraz częściej konieczność. Bezwiedne wysyłanie wysokopłatnych SMS-ów, programy szpiegujące, przechwytywanie informacji – to tylko część niebezpieczeństw, które czyhają na naszą komórkę.
Potencjalne zagrożenie dla urządzeń mobilnych wiąże się z nieustannym dostępem do sieci. Takie niebezpieczeństwa jak trojany, wirusy czy programy szpiegowskie, które do tej pory były znane właścicielom komputerów, teraz atakują również telefony. Wirusy mogą rozprzestrzeniać się przy przesyłaniu plików przez Bluetooth czy WiFi, poprzez pobieranie aplikacji z nieznanych i niesprawdzonych źródeł, a także korzystanie ze stron internetowych z zarażonymi plikami.
Głównym celem takich programów jest okradanie użytkowników. Złośliwe oprogramowanie rozszyfrowuje dane potrzebne do zalogowania się np. na konto bankowe, nawiązuje połączenia z płatnymi serwerami oraz wykorzystuje określone urządzenia w serwisach o profilu pay-per-click bez zgody właściciela. Programy takie potrafią wykorzystywać również informacje o aktualizacji oprogramowania, które w efekcie mogą przejawiać się nachalnym wyświetlaniem reklam, sprawdzaniem położenia poprzez GPS, czy wysyłaniem drogich wiadomości SMS.
Wirusy i trojany nie tylko infekują pliki w telefonie, ale potrafią je także usuwać. Podobnie jest z wiadomościami SMS, które nie tylko są wysyłane bez naszej wiedzy, ale mogą też zostać usunięte z naszego telefonu lub niedostarczone do adresata. Niektóre programy pobierają pliki z internetu, blokują karty pamięci i wysyłają wszystkie dane użytkownika do swojego twórcy – mówi Grzegorz Szostak z FileMedic. Aby uniknąć takich zagrożeń, na urządzeniu mobilnym powinien zostać zainstalowany odpowiedni program zabezpieczający. Nie należy też instalować aplikacji z niewiadomego źródła, o złej reputacji, czy o słabych ocenach na portalach społecznościowych i tematycznych. Dodatkowo, pamiętajmy o dokładnym czytaniu monitów, które wyświetlają się przed instalacją, ponieważ to one informują nas z czego dany program będzie korzystał – dodaje Szostak.
Problem infekcji różnego rodzaju wirusami smartfonów, tabletów i palmtopów jest coraz powszechniejszy. Dalszy rozwój szkodliwych programów atakujących urządzenia mobilne jest nieunikniony. Wiąże się to z tym, że wzrost popularności takich urządzeń niesie też większe zainteresowanie cyberprzestępców przechwyceniem trzymanych na nich danych.
źródło: FileMedic
Kan
no to wzrosnie popualrniosc telefonów na kartę… na nich mozna stracic tylko kase ktora jest na telefonie ci z abo beda miec problem jak ktos zmusi telefon do dwonienia czy smsowania na numry premium 😀
trystero.pl
Jak to wytłumaczyć?
Posted by Trystero in Społeczeństwo
Trzeciego maja 1944 jedno z haseł w krzyżówce opublikowanej w The Daily Telegraph brzmiało „Utah”. W każdym innym okresie to hasło nie miałoby żadnego znaczenia. Miesiąc później miało jednak miejsce lądowanie w Normandii a jedna z plaż, której dokonano desantu nosiła kryptonim „Utah”.
W okresie kilku poprzednich miesięcy ten sam autor krzyżówki, w tej samej gazecie umieścił jako hasła „Juno”, „Gold” i „Sword” – wszystkie trzy to kryptonimy innych plaż, na których lądować mieli Alianci oraz popularne hasła krzyżówkowe.
Dwudziestego drugiego maja hasłem w krzyżówce w The Daily Telegraph była „Omaha”, która zamknęła listę wszystkich kryptonimów plaż w Normandii, które okazały się być hasłem w krzyżówkach tworzonych przez jednego człowieka.
Pięć dni później hasłem w krzyżówce był „Overlord” – kryptonim całej operacji desantowej. Trzydziestego maja 1944 hasłem był „Mulberry” – kryptonim przenośnych, tymczasowych portów używanych w czasie Operacji Overlord. Na pięć dni przed lądowaniem hasłem w krzyżówce był „Neptune” – kryptonim morskiej części operacji w Normandii.
Ale to nie koniec przypadków. Dokładnie ten sam autor krzyżówki, w tej samej gazecie, dwa lata wcześniej zamieścił zagadkę, na którą odpowiedzią było Dieppe a odpowiedź opublikowano na dzień przed nieudanym Rajdem na Dieppe.
Spróbujcie sobie wyobrazić, że jesteście pracownikami brytyjskiego wywiadu i spróbujcie ustalić jakie jest Waszym zdaniem prawdopodobieństwo, że autor krzyżówek Leonard Dawe jest niemieckim szpiegiem.
Intensywne śledztwo MI5, które zainteresowało się autorem krzyżówek już w 1942 (po Dieppe) nie znalazło żadnych dowodów na działalność szpiegowską.
Najbardziej sensowne wyjaśnienie tej zagadki jest takie: autor krzyżówek był dyrektorem szkoły przeniesionej z Londynu na prowincję, w pobliżu miejsca, w którym stacjonowali alianccy żołnierze. Dawe zapraszał do pomocy w wymyślaniu haseł dzieci ze swojej szkoły, który najprawdopodobniej gdzieś usłyszały wszystkie te kryptonimy, być może w rozmowach z żołnierzami.
Wszystko wskazuje więc na to, że intrygujące hasła w krzyżówkach Leonarda Dawe’a nie były spiskiem, choć nie były też przypadkiem. Ten niewiarygodny zbieg okoliczności miał całkiem niewinne wyjaśnienie. Czy zaakceptowaliby go ludzie, którzy mieliby silne emocjonalne lub ideologiczne powody by wierzyć, że Dawe był niemieckim szpiegiem?
Be Sociable, Share!
buba: krótkowzrocznie na to patrzysz – nie chodzi tyle o okradanie kont abonenckich z pieniędzy (choć to też jest już znane) ale o dane obecne w telefonie. W tej chwili ludzie mają w telefonach mnóstwo plików, którymi nie chcieliby się chwalić przed światem. O to chyba najbardziej chodzi w zabezpieczeniu smartfona (w gruncie rzeczy przenośnego komputera).