W tym tygodniu przedstawiamy efektowny slasher produkcji francuskiego Gameloftu w którym przyjdzie nam się wcielić w sir Lancelota, będącego jednym z rycerzy okrągłego stołu.

Cała gra rozpoczyna się od momentu w którym Król Artur dowiaduje się o romansie między sir Lancelotem a jego żoną Ginewrą. Zrozpaczony władca popada w obłęd i rzuca się w ramiona Morgany, (swojej przyrodniej siostry) i przy okazji szuka pomsty na naszym rycerzu. Brzmi jak scenariusz brazylijskiej telenoweli? Nic bardziej mylnego. Jest to część legendy o Królu Arturze.

Gameloft postanowił pójść krok dalej, dokonując swoich modyfikacji na potrzeby fabuły gry. W ten oto sposób Morgana weszła w posiadanie przeogromnej czarnoksięskiej mocy i prócz możliwości transformacji w smoczycę, otworzyła wrota między światem ludzi a światem demonów. Z kolei dzielny sir Lancelot widząc ukochane królestwo, pogrążone w ogniu piekielnym, postanawia stawić czoła tyranowi i jego mrocznej nierządnicy. Żeby było bardziej epicko, nasz rycerz jest w stanie dzierżyć dwuręczny (i większy od siebie) miecz, wymachując nim z wdziękiem i gracją, niczym bohaterowie serii Final Fantasy 7.


Podobnie jak w przypadku każdej innej produkcji typu hack and slash, tak i tutaj możemy zapomnieć o jakimkolwiek realizmie. Naszym zadaniem będzie poszatkowanie całej hordy gotowych na śmierć wrogów, którzy będą wyrastać nam spod ziemi (dosłownie) oraz dwoić się i troić by przynieść nasz skalp obłąkanemu królowi. Jeśli gracz nie zaakceptuje przerysowanych realiów panujących w Wild Blood, nie będzie miał żadnej przyjemności z grania w ten tytuł.


Jak na prawdziwy slasher przystało, gra oferuje kilka rodzajów broni oraz specjalnych umiejętności, związanych z każdą z nich. Zarówno oręż jak i zbroję da się ulepszyć za pomocą monet, rozsianych po całej mapie. Można je też wydobyć z trzewi rozszarpanych przeciwników, chociaż wąskie żołądki demonów przechowują ich znacznie mniej niż dzbany, kufry i sakiewki więźniów, których da się uwolnić.

Niektóre ze szkatuł mają mechanizm zabezpieczający i dopiero po odpowiednim przesunięciu bloków, uzyskamy dostęp do skrywanego skarbu. Swoją drogą Gameloft mógł bardziej usprawnić mechanizm przesuwania przeszkód, gdyż działa on dość topornie i psuje to całą zabawę będącą jednym z nielicznych elementów logicznego myślenia w całej grze.


Prócz możliwości wykupywania przydatnych rozwinięć do statystyk broni i zbroi a także różnych technik walki, możemy nabyć mikstury lecznicze i magiczne. Te drugie służą do zadawania ataków o specjalnych właściwościach, będąc niezwykle pomocnymi w starciu z dużą liczbą przeciwników.

Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną to trzeba przyznać, że stoi ona na bardzo wysokim poziomie. Za efekty graficzne odpowiada silnik Unreal, który w połączeniu z wydajnym GPU, będącym na wyposażeniu smartfona lub tabletu, oferuje naprawdę wysoki poziom detali.


Tryb single player składa się z 10 poziomów oraz 20 rodzajów przeciwników, wszystko w zgodzie z zasadą, że im dalej w las, tym ciemniej i trudniejsi przeciwnicy. Z kolei multiplayer oferuje 2 tryby rozgrywki: deathmatch oraz capture the flag. Po kilku minutach rozgrywki sieciowej, będąc uśmiercanym średnio co 15 sekund, przez graczy mających umiejętności i zbroję na entym levelu, dałem sobie spokój z trybem multi.


Wracając do singla, trudno było oprzeć się wrażeniu, że wysoki poziom gry został pomyślany w ten sposób, by wyciągnąć od gracza jak największą ilość gotówki w formie mikro płatności. Może jestem po prostu kiepskim graczem jeśli chodzi o produkcje typu hack and slash, ale moim zdaniem począwszy od 3 misji z uwolnieniem Merlina jest naprawdę ciężko, a za każdym razem gdy sir Lancelot polegnie, Gameloft zachęca nas do wskrzeszenia bohatera za „jedyne” 2000 monet, co wiąże się z opłatą w wysokości 6,35zł. W przeciwnym razie zaczniemy zmagania od ostatniego checkpointu. Jak na tytuł, który sam w sobie kosztuje 22,29zł stwierdzam, że jest to grube przegięcie ze strony producenta. Kolejnym minusem jest konieczność gry będąc podłączonym do sieci WiFi lub 3G. W trybie offline Wild Blood nawet nie zipnie, bez względu na to gramy w tryb single czy też multi, to dostęp do sieci musi być.

Podsumowując, dla fanów gatunku Wild Blood będzie strzałem w dziesiątkę. Dla mniej obytych graczy będzie drogą przez mękę. Dla jeszcze innych, dość monotonną, zręcznościową siepanką z ładną grafiką i ubogą fabułą. Czy tytuł jest wart wydania 22,29zł? Moim zdaniem nie i warto go nabyć jedynie wtedy, gdy zostanie objęty dość znaczną obniżką cenową. Istnieje również możliwość zakupu Wild Blood Google Play. Gra w sam raz na jeden weekend.

Kamil Kawczyński