Jak pokazał ostatni raport finansowy firmy Google za drugi kwartał bieżącego roku, gros uzyskanych przez niego dochodów pochodzi z bannerów reklamowych umieszczonych w sieci. Czemu więc nie promować czegoś za czym stoją duże pieniądze?

Pracownicy stojący za tą inicjatywą wydali program o nazwie „Cztery Ekrany do zwycięstwa” mający zachęcić sztaby wyborcze do współpracy przy emisji treści dedykowanej nie tylko pod odbiorców telewizji lecz również dla tych korzystających na co dzień z laptopów, tabletów oraz smartphonów.


Według danych zebranych przez giganta z Moutain View statystyczny Amerykanin korzysta z 14,7 źródeł informacji, które mają mu pomóc w podjęciu ostatecznej decyzji o tym na jakiego przedstawiciela danej partii politycznej odda swój głos. Google zamierza kłaść nacisk na dotarcie do ludzi korzystających na co dzień głównie z urządzeń mobilnych.

Inicjatorzy programu przekonują, że reklama kierowana na urządzenia przenośne dostarcza o 48% większą efektywność oraz o 77% większe zaangażowanie wśród odbiorców niż tradycyjne kampanie prowadzone za pośrednictwem TV. Z takimi liczbami nie będzie trudno dotrzeć do szefów sztabów wyborczych celem przekonania ich do lokowania środków w nową formę dotarcia do potencjalnych wyborców.

Zebrane statystyki są oparte na 28% grupie dorosłych, mieszkających na terenie Stanów Zjednoczonych, którzy na co dzień korzystają z takich serwisów jak YouTube i podobnych mu stron. Badania wykazały, że aż 68% wyborców korzysta z Internetu jako podstawowego źródła informacji w sprawach politycznych oraz na temat kandydatów ubiegających się o urzędy państwowe.


Biorąc pod uwagę posiadanie przez Google takich narzędzi jak usługi lokalizacyjne, Androida, wyszukiwarkę Google, przeglądarkę internetową Chrome, You Tube’a, rosnący w siłę portal społecznościowy Google + oraz największy serwis pocztowy Gmail, to w połączeniu z urządzeniami takimi jak smartphony i tablety serii Nexus (w tym wykupionej w zeszłym roku Motoroli) może przynieść wyborczą mieszankę wybuchową.

Nietrudno sobie wyobrazić kampanię, która z wykorzystaniem wyżej wymienionych elementów będzie w stanie skutecznie wypromować lokalnego kandydata do rady miejskiej nie mówiąc już o polityce większego kalibru. Mając wgląd do naszych danych (choćby tylko z części tych serwisów) Google będzie w stanie współtworzyć skuteczną kampanię wyborczą kierowaną do konkretnej grupy docelowej z wybranego obszaru. W Polskich warunkach może to brzmieć trochę jak Science Fiction ale w perspektywie dekady lub dwóch może przekształcić się w skuteczne narzędzie politycznych wpływów na którym Google zbije fortunę. Czy nowy sposób firmy na generowanie dodatkowych przychodów przyniesie wymierne rezultaty i czy coś stanie mu na drodze w realizacji tego pomysłu? O tym będziemy informować na bieżąco.

Źródło: slashgear.com, google.com/ads/elections

Kamil Kawczyński