Projekt telefonu komórkowego dla osoby starszej, niewidomej lub niedowidzącej

Jak każdego ranka obudziłem się w nieciekawym nastroju. Odkąd skończyłem siedemdziesiąt lat i musiałem przejść na emeryturę, radość jaką czerpię z życia znacząco spadła. Podupadło też moje zdrowie, ale do tego zdążyłem się już przyzwyczaić. Można się było spodziewać, że po 50 latach pracy w stoczni moje stawy i wzrok wysiądą w pierwszej kolejności.

Zwlokłem się jednak z łóżka z wyraźnym postanowieniem przeżycia kolejnego dnia i chwyciłem telefon. Nowy Sony Ericsson Caretaker to cholernie przydatne urządzenie i choć niechętnie to przyznaję, nie poradziłbym sobie bez niego. telefon w całości sterowany jest głosem, dzięki czemu moje powykręcane artretyzmem palce ani trochę nie przeszkadzają w jego użytkowaniu.

    – Powiedz mi proszę, która godzina – zapytałem, gdyż cyfry widniejące na wyświetlaczu były dla mnie tylko szeregiem rozmazanych szlaczków.
    – Piąta pięćdziesiąt sześć – odpowiedział głos z komórki docierając bezpośrednio do mojego ośrodka słuchu. Kilka miesięcy temu kupiłem aparat słuchowy najnowszej generacji, który po odpowiednim skonfigurowaniu odbierał bezpośrednie impulsy z mojego Caretakera i przekazywał treść prosto do mózgu. Na początku nie mogłem do tego przywyknąć, nagle w mojej głowie zaczynał gadać jakiś facet. Chciałem już wyrzucić to cholerstwo do kosza, ale zrozumiałem jakie to wygodne i niezawodne. Mogłem używać telefonu gdzie chciałem i miałem pewność, że nikt nie dowie się więcej niżbym chciał. Mogłem więc poprosić o podanie mi wszelkich informacji, począwszy od pesela czy numeru ubezpieczenia, a na liście zakupów kończąc, a wszystko to tylko do mojej wiadomości.

Na śniadanie zjadłem kanapkę z pastą rybną, którą popiłem słabą kawą zbożową. Poprosiłem jeszcze Caretakera o dokładne dane pogodowe i gdy upewniłem się, że nie złapie mnie deszcz wybrałem się na mały spacer.

Nieopodal mojego mieszkania znajdował się mały park z jeziorkiem i zadbanymi ławeczkami. O tej porze dnia nie było tu wielu ludzi. Pracująca cześć społeczeństwa siedziała w swoich firmach, a pozostali woleli zapewne jeszcze pospać. Ja lubię jednak takie letnie poranki. Nie jest już tak zimno jak wiosną i można w spokoju obserwować pluskające się w jeziorku kaczki. Osoby w moim wieku nie mają już wielu innych rozrywek.

Spacer wyczerpał moje siły i klapnąłem ciężko na dębową ławkę. Telefon zawibrował ostrzegawczo w kieszeni mojego płaszcza.

– Godzina ósma. Czas na poranną porcję leków – zakomunikował. Posłusznie przyłożyłem palec wskazujący do obudowy, a mała igiełka wysunęła się błyskawicznie i zaaplikowała mi odpowiednią dawkę medykamentów. Zapaliła się pomarańczowa kontrolka symbolizująca niski stan niektórych specyfików. Jeszcze w tym tygodniu będę musiał odwiedzić aptekę w celu uzupełnienia zapasów. Mógłbym sam wymieniać zbiorniczki w Caretakerze, ale wolałem zostawić to fachowcom, nigdy nie wiadomo, czy powkładałbym wszystko jak należy, a nie chciałem zostać załatwiony przez własny telefon.

Posiedziałem chwilę obserwując parkowe ptactwo, a potem postanowiłem pójść na zakupy. Nie lubię chodzić do wielkich hipermarketów, dlatego zawsze nadkładam trochę drogi i kupuję w spożywczaku u Marka. Nie ma tam zbyt wielkiego wyboru, ale moje wymaganie również nie należą do wygórowanych.

– Witam Panie Tomaszku – ekspedientka przywitała mnie wesoło. – Co sobie pan dzisiaj życzy?
– Witam, witam – odparłem i oparłem się o ladę by złapać oddech. – Dzisiaj poproszę tylko chleb, płatki kukurydziane i pół kila marchwi.
– Należy się osiem pięćdziesiąt trzy – dziewczyna szybko wbiła zakupy na kasę, a ja podałem jej telefon. Kolejną z zalet Caretakera była możliwość dokonywania szybkich płatności bez używania gotówki czy kart kredytowych.

Bardzo wygodne dla człowieka w moim wieku.

Zabrałem zakupy i żegnając uprzejmie dziewczynę, ruszyłem w drogę powrotną. Dochodziła jedenasta, a ja byłem już mocno zmęczony, więc postanowiłem pojechać tramwajem. Nie musiałem na szczęście szukać kasy biletowej, gdyż telefon podłączony był do centrali miejskiej i po podróży środkiem komunikacji automatycznie obciążał moje konto odpowiednią kwotą. Jazda zajęła niecały kwadrans i nim się spostrzegłem stałem w progu mojego mieszkania.

Już w środku rozsiadłem się wygodnie w fotelu, poleciłem Caretakerowi załadować audiobooka, którego zamówiłem z internetowej księgarni i pozwoliłem sobie na kieliszek nalewki, wszak miałem za sobą ranek pełen wrażeń, no przynajmniej dla emeryta.

Piotr Klinkosz